Tytuł: Martwa Natura
Autor: Joy Fielding
Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2013
Przekład: Jerzy Jan Górski
Strony: 397
Myślę, że jednym z największych koszmarów ludzkich jest możliwość zapadnięcia w śpiączkę, mało tego, być całkiem świadomym tego co dzieje się dookoła, słyszeć każdą rozmowę i czuć każdy dotyk. Chociaż bardzo by się pragnęło, nie można się zareagować. Jakich okropieństw człowiek może się wówczas dowiedzieć? Czy bliscy są rzeczywiście tacy, za jakich ich uważamy? Czy naprawdę otaczają nas ludzie nam życzliwi?
Coś takiego przydarzyło się Casey, trzydziestoletniej dziedziczce dużej fortuny, projektantce wnętrz, a do tego szczęśliwej żonie. Uległa ona wypadkowi, została potrącona przez samochód i tylko cudem uniknęła śmierci. Jest jednak sparaliżowana, przykuta do łóżka, ale całkiem świadoma tego co dzieje się dookoła. Okazuje się, że ktoś wjechał w nią z premedytacją, a zabójca zapewne będzie chciał dokończyć swego dzieła. Kto tak naprawdę chciał pozbyć się kobiety?
Uwielbiam kryminały. Są świetną pożywką i treningiem dla mózgu. Ostatnio często po nie sięgam, z nadzieją, że trafię na całkiem niezły. W tym przypadku trafiłam na coś, co jest dobre, ale nic poza tym. Książka jest napisana w bardzo ciekawy sposób, bo właśnie z punktu widzenia niedoszłej nieboszczki. Słyszy wszystkie rozmowy i często dowiaduje się czegoś, czego wcale nie chciałaby wiedzieć. Akcja rozwija się dość pomału. Na początku poznajemy wspomnienia Casey, co trochę mnie przynudzało. Szczerze mówiąc zapamiętałam tylko, że jej ojciec sypiał ze wszystkim co się ruszało, a matka opróżniała barek z prędkością światła.
Później przyszła frustracja. No, bo jak to tak może być, że autorka już w połowie książki zdradza nam nieudolnego zabójcę? Warczałam i prychałam, żaliłam się wszystkim dookoła, że to jest straszne. Jednak nie było, gdyż właśnie od tego momentu książka naprawdę mnie wciągnęła. Czytałam z zapartym tchem, aby dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. Oczywiście był to moment, w którym zaczęłam się wczuwać w sytuację biednej Casey. Bardzo jej współczułam, a jednocześnie byłam zła, że jest taka naiwna. Byłam wściekła na otaczających ją ludzi, że są tacy a nie inni.
No i w sumie miałam wrażenie, jakby autorce nagle do głowy przyszło, kto ma ochotę zabić dziedziczkę fortuny. Nie umiem tego do końca wytłumaczyć, ale może opiszę to tak: wszystko pięknie, ładnie, aż tu nagle jakby piorun strzelił i wszystko się zmienia o 180 stopni. Nie mogę też powiedzieć, że nie spodziewałam się tego. Książka jest miłą odskocznią,raczej niewymagającą. Poleciłabym ją na odstresowanie przed snem.
OCENA: 4/6