środa, 30 kwietnia 2014

Tomasz Pacyński "Smokobójca"

Tytuł: Smokobójca
Autor: Tomasz Pacyński
Wydawnictwo: Fabryka Słów, Lublin 2009
Strony: 400

Zbiory opowiadań są trudne do ocenienia. Jeden utwór jest zawsze lepszy, jeden gorszy. Chyba tylko raz czytałam taki o wyrównanym poziomie. Do Smokobójcy miałam trzy podejścia. Zwykle odkładałam książkę po pierwszej stronie, sama nie wiem dlaczego. Nie potrafiłam się w nią wczuć, poza tym chyba trochę się obawiałam treści zawartej między okładkami. W końcu udało mi się przebrnąć. Z jakim skutkiem? Już mówię.

Zbiór opowiadań podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich opowiada właśnie o tytułowym Smokobójcy, czyli rycerzu sir Rogerze z Mons. Są to cztery opowiadania:
1.Nagroda -Wszyscy wyczekują przybycia sławnego smokobójcy, gdyż jeden z potężnych, strasznych gadów pojawił się w miasteczku. Z kolei pewien szewczyk marzy o karierze równej rycerzowi. O dziwo los sprawia, że się spotykają. jaki będzie skutek tego spotkania? 
2. Zapłata -Wiedźma potrafi namieszać. To do wiedźmy wszyscy przychodzą po eliksiry, lekarstwa, klątwy. Ale wiedźma ma także swoje potrzeby, zwłaszcza, jeśli jest młodą kobietą. Nikt niestety nie chce jej ulżyć, czy to ze strachu, czy z odrazy. Wtedy pojawia się on, sir Roger. Za spełnienie jego prośby, kobieta życzy sobie intrygującej zapłaty. czy ją otrzyma?
3. Nic osobistego -Czy możliwe jest, aby smok znał sekrety ludzi? Okazuje się, że tak. Sir Roger musi zrobić coś, aby jego tajemnice nie wyszły na jaw.
4. Diabelska alternatywa- Egzekucja sir Rogera. Tłumy gapiów oczekują rozrywki, a kat zaciera już ręce. Czy uda mu się wyjść z tego cało?

Autor przenosi nas do średniowiecza pomieszanego z mitycznymi potworami, magią i zabobonami. Wszystkie te opowiadania się bardzo zabawne. Uśmiechnęłam się nie raz, gdy przewracałam kolejne strony książki. Utrzymane są na takim samym poziomie, spójne i bardzo ironiczne. Takie bajeczki z morałem.

Druga część, zatytułowana Komu Wyje Pies nie zrobiła na mnie takiego samego wrażenia. Mamy tutaj trzy opowiadania:
1.Komu Wyje Pies -Claymore Ramirez, zbój do wynajęcia. Stary szlachcic zleca mu zdanie, zabicie bestii. Z początku mężczyzna odmawia jednak ciekawość bierze górę. Po kolei odkrywa części układanki, będąc na tropie potwora w ludzkiej skórze.
2.Wspomnienie - Historia opowiedziana przez kota. Nie byle jakiego kota, tylko takiego, który za swego właściciela wybrał sobie czarodziejkę.
3. Dziedzictwo  -Opowiadanie o dziewczynce,bezdomnej i brzydkiej, która na każdym kroku styka się z niechęcią i brutalnością. Nie raz zgwałcona, nie raz pobita. Wkrótce miasto okrywa się mrokiem. Przy tej okazji przybywa łowca czarownic...

Ta część nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Komu wyje pies było bardzo fajne, aczkolwiek tak chaotyczne, pewne zdania, ba! nawet strony musiałam czytać kilkakrotnie, aby wszystko zrozumieć. Niestety do tej pory wydaje mi się, że się to nie udało do końca. Zdecydowanym faworytem jest Wspomnienie. Nie dlatego, ze jestem kociara, ale dlatego, gdyż to opowiadanie jest wzruszające. Na samym końcu naprawdę zakręciła mi się łezka w oku. Z kolei Dziedzictwo jest opowiadaniem... kiepskim. Nawet bardzo. Jest napisane bardzo chaotycznie, nie wiadomo o co w nim chodzi. Przeczytalam je kilka godzin temu i dalej się głowię, co autor miał na myśli.
Podsumowując, Smokobójca byłby bardzo dobrym zbiorem opowiadań, gdyby ograniczono się tylko do historii o sir Rogerze. Tak niestety jest po prostu średni i zostawia po sobie kiepskie wrażenie...
Plusik daję za piękne ilustracje, których autorem jest Dominik Broniek.



OCENA: 3+/6

niedziela, 27 kwietnia 2014

Marcowo-kwietniowe zdobycze

Nastały ciężkie czasy dla książkoholika. Gdziekolwiek się nie uda, wszędzie czyhają na niego wszelkiej maści pokusy. Książki za dziesięć złotych w Biedronce, Realu czy innych takich marketach, bądź promocje w Empiku albo Matrasie. Nie można przejść obok tego obojętnie, stąd też na mojej półce pojawiło się kilka nowych pozycji. Oczywistym jest, że muszę się Wam nimi pochwalić.:D



1. Anne O'Brien, Zakazana Królowa
2. Pai Kit Fai, Córka Konkubiny
3. Peter Curtis (Norah Lofts), Czarownice z Walwyk
4. Maureen Lee, Matka Pearl
5. Carlos Ruiz Zafon, Cień Wiatru

Na zdjęciu brakuje jeszcze jednej książki, którą komuś pożyczyłam:
Nora Roberts, Lasy w płomieniach
Na Cień Wiatru miałam ochotę już od dawna, więc bardzo się cieszę, że w końcu znalazła się ona na mojej półce. Zakazaną Królową kupiłam dlatego, gdyż nigdy nie czytałam powieści historycznych, a bardzo byłam ich ciekawa. Poza tym spodobała mi się okładka (jak to zwykle bywa:). Mam nadzieje, że było warto. Lasy w płomieniach oraz Matka Pearl wygrzebane zostały przeze mnie w Biedronce. Nie umiałam się zdecydować, którą chcę, więc wzięłam obie. Córkę Konkubiny natomiast kupiła moja mama i była zachwycona, dlatego ja też postanowiłam po nią sięgnąć. Czarownice z Walwyk wynalazłam w Realu, w mgnieniu oka książka wylądowała w moim koszyku. :)

A czy Wy czytaliście coś z tego? Jakie były Wasze wrażenia?

wtorek, 22 kwietnia 2014

Norah Lofts "Czarownice z Walwyk"


Tytuł: Czarownice z Walwyk
Autor: Norah Lofts "Czarownice z Walwyk"
Wydawnictwo: Buchmann, Warszawa 2011 (oryginalnie wydanie 1960)
Przekład: Łukasz Głowacki
Strony: 320
Panna Mayfield jest starą panna i nauczycielką. Przez wiele lat pracowała w Afryce, jednak musiała zakończyć swój pobyt, gdyż przeszła załamanie nerwowe. Szczęśliwie dostaje posadę w małej wsi- Walwyk. Wszystko idzie dobrze, jednak zaczynają dziać się dziwaczne rzeczy...

Książka ta ma bardzo ciekawa, przykuwającą wzrok okładkę. Jak już wspominałam w poprzednim poście, jestem łasa na takie obrazki. Szybko złapałam powieść w dłonie, a po przeczytaniu opisu z tyłu... no cóż, stałam się posiadaczką własnego egzemplarza. Czy żałuję wydanych pieniędzy? Zdecydowanie nie. Muszę przyznać, że akcja na początku jest dość toporna. W pewnym momencie byłam już skłonna ją odłożyć na półkę i nigdy więcej nie wracać, ale ziewając kilka razy, przebrnęłam przez najgorsze. Później było już co raz lepiej. 

Panna Mayfield, główna bohaterka powieści, jest bardzo nieśmiała, uboga i wydaje się być osobą łatwo dającą się zastraszyć. Mimo to jest dociekliwa i dba o swoich uczniów, wiec kiedy dostaje informacje, że babcia jednej z dziewczynek znęca się nad swoją wnuczką, reaguje niemal natychmiast. Oczywiście wywołuje to lawinę dziwnych zdarzeń, a atmosfera we wsi staje się co raz gęstsza. W pewnym momencie obserwujemy przemianę tej nieśmiałej kobieciny w taką samą konspiratorkę jak reszta mieszkańców. Autorka więc postanowiła nam pokazać prawdziwość przysłowia "jeśli wlazłeś między wrony musisz krakać tak jak one". Historia nie była jakaś wyszukana. Od samego początku jesteśmy wtajemniczeni w to, że uprawiane są czary, jednak kiedy główna bohaterka próbuje to udowodnić, wówczas wszyscy wszystkiemu zaprzeczają i stukają się w głowę. 

Książkę czytało mi się przyjemnie. Tak jak już wspominałam, na samym początku było ciężko. Styl autorki mnie nudził, ale potrafiła utrzymać atmosferę tajemniczości. Mimo iż jest to literatura grozy, nie dało się tutaj odczuć jakiegoś rodzaju napięcia. Bardziej kierowała mną ciekawość, jak to wszystko się dalej rozwinie.

Przyznam się szczerze, że nie jest to dzieło wybitne, ale spędziłam z tą książką kilka przyjemnych godzin. Podejrzewam jednak, że nie przypadnie ona każdemu do gustu ze względu na opisy, które mnie osobiście nużyły. Naprawdę nie potrzebuję wiedzieć, jakie kwiaty rosły wokół domu, a o wymienionych w książce czasami nawet nie słyszałam...

OCENA: 4/6

piątek, 18 kwietnia 2014

Najładniejsze Okładki

Czy Wy też tak macie, że pierwsze na co zwracacie uwagę w książce to okładka? Ja nie potrafię przejść obok obojętnie wobec pięknych rysunków. Czasami wystarczy jeden szczegół, aby mnie zaintrygować. Nie raz niestety się zawiodłam na takiej mojej małej próżności. Teraz wydawcy się chyba prześcigają, kto zrobi piękniejsza okładkę, bo nowe książki swoim widokiem zapierają mi nieraz dech w piersiach. Chciałam Wam przedstawić kilka moich ulubionych.


Trylogia "Światło i cienie"




Na tą książkę chorowałam, od kiedy tylko jej piękna okładka przyciągnęła mój wzrok w Empiku. W końcu i tak zawitała na mojej półce. Pochłonęłam ją w 3 dni.




Chociaż Draculę chciałam przeczytać bez względu na wszystko, to właśnie ta okładka zaważyła na tym, że go kupiłam.



Życzę Wam wszystkim spokojnych oraz zdrowych Świąt. Odpoczywajcie!


piątek, 11 kwietnia 2014

Nora Roberts "Lasy w płomieniach"

 

 Tytuł: Lasy w płomieniach
Autor: Nora Roberts
Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2013
Przekład: Katarzyna Malita
 Strony: 400


Rowan Tripp jest strażakiem, nie takim zwykłym, ale skoczkiem, Zulies, kimś kto skacze ze spadochronem do pożarów. W trakcie jednego takiego skoku ginie jej przyjaciel, Jim. Po roku wraca do bazy, ale zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a w lesie znajdują zwłoki. Ponadto w jej życiu pojawia sie mężczyzna, nowy skoczek, Gulliver, któremu od początku zawróciła w głowie...

Lasy w płomieniach to moje pierwsze spotkanie z Norą Roberts. Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego, bardziej łzawego i naiwnego, w końcu to literatura kobieca, po którą sięgam naprawdę bardzo rzadko. Otrzymałam jednak kawałek przyjemnej lektury, przy której nie miałam ochoty kląć jak szewc.

Postać Rowan bardzo przypadła mi do gustu. Nie była cukierkowa, rodem z Disney'a, tylko zwykłą kobieta. Odznaczała się jednak silnym charakterem, mówiąc kolokwialnie, nie dawała sobie dmuchać w kaszę. Potrafiła zadbać sama o siebie i obronić się przed napastliwymi facetami. Kiedy trzeba było dowodziła, nie chciała dać się złamać. Bardzo sobie cenię takich bohaterów, zwłaszcza w romansach, ponieważ autorki takowych zwykle atakują nas płaczliwymi i wiecznie jęczącymi paniami, które potrafią się tylko użalać, że nie mają faceta. A Rowan facet do szczęścia potrzebny nie był. Gull zyskał moją sympatię głównie dlatego, że był uparty i mimo początkowego odrzucenia nie poddał się, tylko walczył nadal o kobietę, która tak go zauroczyła. Ochraniał ją, dbał o nią i starał się być silniejszy, niż ona... czyż nie takiego rycerza chciałaby mieć każda z nas u boku?

Wprowadzenie wątków pobocznych, między innymi romans ojca Rowan z pewną rudowłosą pięknością tylko nadał smaczku całej powieści. Przecież ludzie, którzy skończyli 50 lat tez mają prawo do szczęścia i miłości. Nie są skazani na życie w samotności, przed telewizorem, z butelką piwa w ręce. Polubiłam chyba wszystkich opisywanych przez autorkę bohaterów. No prawie.

Wątek kryminalny poprowadzony jest bardzo przyjemnie, zmusza nasz mózg do ciągłej pracy. Z drugiej jednak strony już w połowie się domyślałam, kto jest sprawcą. Ale to nie zmienia faktu, iż nie miałam takiej pewności, przez co w napięciu przewracałam kolejne strony. Gdy skończyłam książkę, tylko sobie przyklasnęłam, że jestem taka domyślna.

Podsumowując, Nora Roberts zapewniła mi kilka dni przyjemnej, odstresowującej rozrywki. Nie uważam, że jest to jakaś wybitna literatura, ale bardzo dobra. Na pewno ta pozycją zachęciła mnie, aby sięgnąć po kolejne książki tej autorki.

OCENA: 4+/6

niedziela, 6 kwietnia 2014

Peter V. Brett "Pustynna Włócznia"


Tytuł: Pustynna Włócznia
Autor: Peter V. Brett
Wydawnictwo: Fabryka Słów, Lublin 2011
Przekład: Marcin Mortka

Strony: 1172
UWAGA! W recenzji mogą znajdować się SPOJLERY, więc jeśli nie czytałeś/aś "Malowanego Człowieka" czytasz ją na własna odpowiedzialność.

Krasjanie przygotowują się do Wojny W Blasku Dnia, chcą podbić Zielone Krainy, aby zdobyć wojowników do Sharak Ka, wojny z demonami. Mieszkańcy Thessy muszą nauczyć się walczyć z Otchłańcami, ale i bronić się przed najeźdźcami z pustyni.

Wiecie co? Nie ma chyba nic bardziej rozczarowującego, gdy czyta się pierwszy tom powieści i okazuje się on świetny, a gdy sięga się z nadzieją po drugi okazuje się, że to jest kupa... i tutaj nie użyję niecenzuralnego słowa, a powinnam. Malowanego Człowieka przeczytałam jednym tchem. Myślę, że tą powieścią pan Brett tchnął nieco świeżości w literaturę fantasy. Była napisana świetnym językiem, a każda literkę pochłaniało się zachłannie nie mogąc się doczekać, aby przeczytać następny rozdział. Nie miałam wyjścia, nie mogłam przejść obojętnie obok Pustynnej Włóczni.

Zacznę może od samego początku, chociaż jest to dla mnie trudne, ponieważ jestem wściekła na autora. Po prostu wściekła w taki sposób, że chyba bym mu rzuciła jego własną książką w twarz. Pamiętacie Jardira? Tego samego, który pragnął zostać Wybawicielem i przez to postanowił zabić Arlena. Cóż, miałam nadzieję, że więcej o tym pomiocie szczyn wielbłąda nie przeczytam, a tu niespodzianka! Prawie 400 stron jest poświęcone nikomu innemu, jak temu zakichanemu zdrajcy! Poznajemy tutaj jego dzieje życiowe, jak przechodził swoje szkolenie, poznał Ineverę (swoją małżonkę, która była pustynnym odpowiednikiem Zielarki) oraz ogłosił się Wybawicielem. Niemalże rzuciłam o ścianę tą książką, bo jaki to miało cel? Moim zdaniem tylko po to, żebyśmy polubili tego... tego kogoś, albo po prostu pisanie co mu ślina na język przyniosła. Po drugie, zwyczaje Krasjan doprowadzały mnie do szału, jednak jestem to w stanie wybaczyć, w końcu to tylko książka. Niemniej jednak przez tą część powieści zanudziłam się jak mops błagając, abym przetrwała te męki.

Następnie wróciliśmy do Arlena, Rojera i Leeshy. Ach no tak, zapomniałabym, że autor na siłę wcisnął jeszcze Rennę. Pamiętacie ją? To ta sama, która została przyrzeczona Naznaczonemu, gdy ten miał ledwie jedenaście lat. Po co to? Ta postać kompletnie tutaj nie pasowała, do tego była taka bez sensu, taka sztuczna... Wciśnięta na siłę, jakby autor nie miał pomysłu na dalszą część. Arlen stał się też jakiś dziwny. Kompletnie brakowało mi tego silnego faceta, takiego oschłego, walczącego o swoją sprawę. Kolejna sprawa- Leesha. Przecież ta dziewczyna była taka zaradna, taka silna, a przeistoczyła się w prawie trzydziestoletnią trzpiotkę. Do tego zrobiła się naiwna i wystarczyło, że jakiś przystojny pan powie parę komplementów a już zamierzała podwijać spódnicę. No nie powiem, żeby jej do tego nie namawiała każda napotkana kobieta, ale wyglądało to tak, jakby zupełnie się wyrzekła swoich przekonań. A mój ukochany Rojer, mimo tego, że miał już osiemnaście lat nadal był małym chłopczykiem.

Fabuła zapowiadała się świetnie. Przecież trzeba zapobiec wojnie, dostarczyć runy wojenne do każdego, kto tylko tego pragnął, ale autor chyba postanowił poćwiczyć kompletne wodolejstwo. Zamiast zgrabnych opisów, jak w poprzedniej części mamy kwiecisty język godny romansidła. Naprawdę. Jakoś brakło mi tutaj tego czegoś, co miał w sobie Malowany Człowiek. Mam wrażenie, że wiele wątków zostało wepchniętych na silę, bez sensu, jakby autor pisał to pod wpływem jakiś środków odurzających...

No i jest jeszcze jedna rzecz, która mnie wkurza. Mianowicie wydanie książki w dwóch tomach. Na Otchłań! Wystarczyłoby zmniejszyć czcionkę, zmniejszyć marginesy, a do tego zwiększyć format stron i już mamy śliczny, jeden tom. Ale co ja tam wiem...
Może jeszcze skomentuję moją ocenę. Daję 3, ponieważ mimo wszystko dało się tutaj lekko, bo lekko, ale jednak, odczuć klimat poprzedniej części. Ponadto plus za śliczną okładkę oraz piękne ilustracje. (Jestem kobieta, nic nie poradzę na to, że lubię ładne rzeczy :D)

OCENA 3/6

czwartek, 3 kwietnia 2014

Muzycznie: Piosenki z bajek Disney'a

Nie jest tajemnica, że uwielbiam bajki. A co lubię bardziej? Piosenki z tych bajek! Mam kilka ulubionych, których słucham non-stop. :)


1.  Księżniczka i Żaba "Gdy w człowieka"



2.  Zaplątani "Marzenie Mam"



 3. Aladyn "Wspaniały świat"



4. Zaczarowana "O krok"



5. Droga do Eldorado "Bóg ciężki żywot ma"


wtorek, 1 kwietnia 2014

Podsumowanie marca



Marzec już za nami. Nawet nie wiem, kiedy to zleciało. Na szczęście zaczęła się wiosna, taka prawdziwa, a nie tylko kalendarzowa, co nastraja mnie całkiem optymistycznie do życia. Wyszukuje w sobie nowe pokłady sił do czytania i pisania, bo przez luty mi tego troszkę zabrakło. Marzec wypadł w moim odczuciu całkiem nieźle. Zmobilizowałam się do czytania i przeczytałam kilka fajnych książek, niektóre były całkiem opasłe. Jestem bardzo zadowolona, ze swoich marcowych osiągnięć.
A więc tak:

Przeczytane książki: 7



Liczba stron: 2851
Liczba postów: 7
Obserwatorów: 60, przybyło Was 7
Najciekawsza książka: Jeździec Miedziany
Najgorsza książka: Sfinks
 
 
Wiosnę witałam w ZOO ;)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...