niedziela, 28 września 2014

Konkurs urodzinowy

Witajcie moi drodzy! Wielkimi krokami zbliżają się pierwsze urodziny mojego bloga. Powstał on w celu dzielenia się z Wami moją pasją, jaką jest czytanie. Jest on dla mnie motywacją, aby zapoznawać się z nowymi autorami, czytać nowe gatunki książek. Ten blog istnieje dla mnie i jest moim miejscem w sieci, miejscem, w którym zapominam o codziennych troskach. Istnieje on także dla Was, bo bez Was nie byłby taki wyjątkowy. Cieszę się, że mam tutaj swoich stałych czytelników, a także napawa mnie radością każdy nowy.

Aby okazać Wam swoją wdzięczność, przygotowałam dla Was konkurs, w którym do wygrania jest seria "Światło i cienie" mojej ulubionej autorki, Elaine Cunningham. Domyślam się, że większość z Was nie zna jej twórczości, dlatego uważam, że jest to idealna okazja, by się z nią zapoznać. Zgłaszając się nic nie tracicie, a możecie zyskać kilkadziesiąt godzin świetnej rozrywki



- Matka dziecka będzie opuszczać ten dom - powiedział Gromph Baenre do elfokształtnego golema. - Zajmij się tym i poinformuj jej rodzinę, że w drodze na Bazaar spotkał ją nieszczęśliwy wypadek.
Kamienny sługa podniósł się, skłonił ponownie, a następnie zniknął w ścianie tak łatwo, jak upiór przenika przez mgłę. Chwilę później z pobliskiej komnaty doszedł krzyk elfiej kobiety - krzyk, który zaczął się strachem, a skończył mokrym bulgotem.
Gromph wychylił się do przodu i zdmuchnął świecę, ponieważ ciemność najlepiej odzwierciedla charakter drowa. Z pokoju zniknęło całe światło, a oczy czarodzieja zmieniły barwę z bursztynowej na jaskrawoczerwoną - jego wzrok przestroił się tak, że zauważał otaczające go ciepło. Skierował na dziecko zdecydowane spojrzenie.
- Jesteś Liriel Baenre, moja córka i szlachcianka pierwszego domu Menzoberranzan - oznajmił.
Arcymag obserwował reakcję dziecka. Z jej twarzy odpłynął karmazynowy odblask ciepła, a drobnymi bladymi dłońmi chwyciła krawędź biurka, by zachować równowagę. Było jasne, że mała drowka dokładnie wiedziała, co się przed chwilą zdarzyło. Wyraz jej twarzy nie zmienił się jednak, a gdy powtarzała swoje nowe imię, w jej głosie dźwięczała pewność.
Gromph kiwnął głową z zadowoleniem. Liriel zaakceptowała swoją sytuację, zresztą ciężko by jej było zrobić coś innego i przeżyć, lecz w jej oczach palił się jasno gniew i frustracja nieposkromionego ducha.
To rzeczywiście była jego córka.

Opis pochodzi ze strony: ISA.pl

Regulamin konkursu:
1. Organizatorem i sponsorem konkursu jestem ja, właścicielka bloga.
2. Konkurs trwa od 28.09.2014-18.10.2014
3. Zwycięzcę ogłoszę dnia 19.10.2014 i powiadomię e-mailem.
4. Zwycięzca będzie miał 3 dni, aby podać mi dane do wysyłki, inaczej jury w postaci mnie, wyłoni innego zwycięzcę. 
5. Aby wziąć udział w konkursie należy zgłosić się poprzez, podanie nicku, bądź imienia, oraz ADRESU E-MAIL, ponadto należy odpowiedzieć na pytanie konkursowe:

Kto jest Twoim ulubionym bohaterem książkowym i co byś zrobił/a, gdybyś miał/a okazję spotkać go na żywo?

Proszę Was, abyście się nie rozpisywali. Nie o ilość tu chodzi, ale o kreatywność. Wystarczy około 5-10 zdań!

6. Jeśli macie ochotę, możecie dodać mojego bloga do obserwowanych oraz polubić mój fanpage, nie jest to jednak wymagane.
7. Możecie także umieścić na swoim blogu baner konkursowy, ale to także nie jest wymagane.
8. Na okres trwania konkursu umożliwię komentowanie osobom anonimowym. Niestety atakujący mnie spam, zmusił mnie do wyłączenia tej opcji.
9. Nie wysyłam nagrody za granicę!

piątek, 26 września 2014

Kiera Cass - Elita

Seria: Selekcja, tom II
Tytuł: Rywalki
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar, 2014
Przekład: Małgorzata Kaczarowska
Strony: 328
 
Z 35 dziewcząt, które przybyły do pałacu na Eliminacje zostało jedynie 6. Jest w nich również America Singer, która postanowiła zawzięcie walczyć o serce księcia Maxona. To z tej szóstki zostanie wyłoniona przyszła królowa. Niestety, uwielbienie Maxona do dziewczyny nie wystarczy, gdyż król nie aprobuje wyboru syna. America robi coś, co nie podoba się potencjalnemu teściowi. Czy mimo to, ma szansę?

Na Waszych blogach pisałyście, ze Elita jest gorsza od Rywalek. Ja uważam inaczej, mi bardziej podoba mi się drugi tom tego cyklu. Nie jestem w stanie stwierdzić, dlaczego. Może z tego powodu, iż skończyło się bezgraniczne uwielbienie do Ami, może to, że dziewczyna wreszcie pokazała swój charakterek, a może też dlatego, że w tej części było o wiele więcej akcji, niż w Rywalkach. Ataki rebeliantów na pałac stały się częstsze, co naprawdę sprawiało, że krew szybciej krążyła w moich żyłach. Właśnie takich momentów wyczekiwałam w tej książce, a nie tylko bajecznych sukni i rozterek miłosnych.

A co do rozterek miłosnych... były one co najmniej dziwne. Nie rozumiem Ami, sama nie potrafi się zdecydować, którego mężczyznę woli. Czy Aspena? Młodzieniec jest teraz gwardzistą w pałacu i, mimo iż Ami zna zasady, urządza sobie z nim schadzki. Moim zdaniem trochę go tym zwodzi. A Maxon? Nie powinna chyba mieć ataków zazdrości, skoro sama do końca nie jest z nim szczera. Nie potrafię zrozumieć także tego, dlaczego po prostu z nim nie porozmawia o tym co czuje lub myśli.To był największy minus tej części.

Aspen i Maxon są mężczyznami z dwóch rożnych światów. Którego wolę? W tej części chyba żadnego. Albo oboje. Nie umiem się zdecydować, gdyż Aspen jest taki stanowczy i męski, za to Maxon na pewno byłby dobrym królem, ponadto jest po prostu słodki, ale chyba nie tego się oczekuje od mężczyzny. Bardzo się ucieszyłam, że autorka postanowiła pokazać nam więcej tego pierwszego, gdyż tego właśnie zabrakło w pierwszej części książki.

Książka jest w pewnych momentach przesłodzona, by później autorka wyrównała to brutalnym opisem. Przyznam się szczerze, że w momencie aż zacisnęłam zęby z żalu. Podobało mi się także to, że Kiera Cass postanowiła nas bardziej wdrożyć w historię kraju, poprzez pamiętniki Gregorego Illei. Przyznam się szczerze, że każdy taki fragment czytałam z wypiekami na twarzy. I tak, jak się spodziewałam, okazuje się, że idealny władca wcale nie jest taki... idealny.

Elita tylko wzbudziła mój apetyt na następną część. Całe szczęście, ze kupiłam od razu cała trylogię, bo inaczej umierałabym z ciekawości. Czy polecam? Jasne, polecam jak najbardziej. Myślę, że nie będziecie zawiedzeni przy czytaniu Selekcji. Myślę jednak, ze należy brać serię z dużym dystansem i przymrużeniem oka, bo dopiero wtedy można czerpać z niej pełną przyjemność.

wtorek, 23 września 2014

Kiera Cass - Rywalki


Seria: Selekcja, tom I
Tytuł: Rywalki
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar, 2014
Przekład: Małgorzata Kaczarowska
Strony: 336

Kiedyś, z nudów, załączałam MTV, czego teraz nie robię nawet, gdy umieram od nic nie robienia. Leciały tam wszelkiego rodzaju programy, które z muzyką niewiele miały wspólnego. Najbardziej zapamiętałam dwa: Rock of Love oraz Daisy of Love. Były to reality show, w których główna postać szukała miłości. Cóż się tam nie wyrabiało... zazdrość, kłótnie, całowanie, jednym słowem granie na uczuciach i emocjach. Nie sądziłam, że ktoś przeniesie ten pomysł na kartki książki.

Rozpoczęły się Eliminacje, konkurs, w którym książę Maxon spośród 35 kandydatek wyłoni swoją małżonkę. Dla większości z nich jest to szansa na lepsze życie, gdyż są to zwykłe dziewczyny z ludu. Kastowe podziały zanikają w Pałacu, gdzie wszystkie zostają umieszczone. Od tego czasu każda traktowana jest jak księżniczka. Wszystkie dziewczyny cieszą się z szansy danej od losu. Wszystkie, prócz Americi Singer. Dziewczyna jest 5, pochodzi z kasty artystów, ma swojego ukochanego Aspena i nie obchodzi jej możliwość wyjścia za mąż za księcia. Dla rodziny decyduje się jednak wziąć udział w Eliminacjach. Gdy przekracza pałacowe mury w głowie zaczyna jej krążyć myśl, czy na pewno pragnie opuścić wyścig o koronę?

Miałam nie kupować Rywalek. Miałam poczekać, aż przejdzie szał na tą pozycję i dopiero wtedy jej poszukać. Niestety, a może właśnie stety, nie udało się. Książką byłam zauroczona, zanim ją przeczytałam, a wszystko to za sprawą bajecznej okładki, opisu oraz recenzji, które co rusz pojawiały się na Waszych blogach. Spędziłam z tą książką dwa wieczory, a moje odczucia są pozytywne. Nie obyło się jednak bez wad, ale o tym zaraz.

Na początek wspomnę o fabule, która bardzo mnie urzekła. Autorce udało się zaczerpnąć inspirację z tandetnych show, ogłupiających młodych ludzi. Pokazała, że nie każdej dziewczynie chodziło o miłość, niektórym bowiem zależało jedynie na sławie, uwielbieniu i koronie. Świat wykreowany przez Kierę Cass również mi się spodobał. Wszystko dzieje się po Czwartej Wojnie Światowej, w stosunkowo młodym kraju, który nazywa się Illea. O ile się nie mylę, jest to dystopia, a ja pierwszy raz mam do czynienia z takim gatunkiem literatury. Pomysł z kastami społecznymi był strzałem w dziesiątkę. Czyż w końcu na świecie nie ma krajów, w których taki system funkcjonuje? Ponadto ataki rebeliantów na pałac dodają całości smaczku.

America wydała mi się  osobą dobrą i uczynną, myślącą przede wszystkim o innych, a dopiero na końcu o sobie. Czego mi w niej zabrakło? Takiego pazura, którego pokazała przy pierwszym spotkaniu z Maxonem. Samego księcia polubiłam chyba najbardziej. Jest młody, nieobyty, ale czy nieśmiały? Tego chyba nie potrafię stwierdzić. Na pewno cała ta sytuacja go przerasta, chyba nikt nie lubi być naciskany, zwłaszcza, jeżeli chodzi o uczucia. Poza tym, weźmy pod uwagę też, iż są to jego pierwsze doświadczenia z kobietami. I tak, moim zdaniem, zachowuje się szarmancko. Jeśli chodzi o ukochanego Ami, Aspena, to nie mam o nim kompletnie zdania. Jest zepchnięty na bok książki i, w zasadzie, dochodzę do wniosku, że mogłoby go nawet nie być, bo w pewnym momencie całkiem o nim zapomniałam.

Uważam, że było tutaj za mało akcji. Książka toczy się pomału, nie ma tu jakichś specjalnych zwrotów, ani takiej prawdziwej walki między kobietami o mężczyznę (bądź koronę). Można to zrzucić na karby tego, że całą historię poznajmy z punktu widzenia Americi, która nie wchodzi specjalnie w konflikty. Szkoda też, że zarysowane zostały tylko dwie dziewczyny z trzydziestu pięciu, mianowicie Merlee oraz Celeste. Ta druga jest zdecydowanie czarnym charakterem w powieści. I jeszcze jeden minus, za mało mowy było o świecie, w którym toczy się akcja, mimo to potrafiłam się w nim odnaleźć. Książkę polecam, naprawdę polecam. Jest przyjemna, czyta się ją szybko, jednak jest to raczej historia rozrywkowa, która ma umilić kilka godzin życia. Nie spodziewajcie się fajerwerków, raczej czegoś przyjemnego i rozluźniającego.

sobota, 20 września 2014

BookTAG: would you rather?


Dawno nie bawiłam się w żadną zabawę blogową. Na blogu kulturka maialis pojawiła się zabawa "albo albo". Jesteście ciekawi moich odpowiedzi? W takim razie zapraszam!

Czy wolisz....

1. ...czytać same trylogie, czy książki jednotomowe?

Zdecydowanie jednotomowe. W trylogia często jest tak, że drugi i trzeci tom nie trzyma już poziomu swoich poprzedniczek, przez co spotyka mnie jedno wielkie rozczarowanie. Lubię też poznawać nowe historie, a nie obracać się w kręgu jednych i tych samych bohaterów.

2. ...czytać twórczość autorów czy autorek?

Nie ma to dla mnie różnicy. Lubię czytać twórczość mężczyzn, gdyż opisują oni wszystko z innego punktu widzenia, niż kobiety, tak samo jak lubię czytać twórczość  kobiet, gdyż piszą o sprawach, których często nie poruszają mężczyźni.

3. ...kupować w empiku, czy w księgarniach internetowych?

Mam dwie ulubione księgarnie internetowe, w których zwykle kupuję. W jednej książki są tańsze nieraz i o 10 zł, niż w innych, a w drugiej można dorwać promocje, gdzie książki kosztują nawet 5 zł.

4. ...filmy czy seriale na podstawie książki?

Filmy, gdyż seriali po prostu nie oglądam. 

5. ...czytać 5 stron dziennie czy 5 książek tygodniowo.

5 książek tygodniowo, ale raczej byłoby to dla mnie niewykonalne. No, chyba, że nie miałabym życia, nie potrzebowała snu, jedzenia i nie załatwiałabym potrzeb fizjologicznych ;)

6. ...być profesjonalnym recenzentem czy autorem?

No jasne, że autorem, chociaż moje próby napisania czegokolwiek palą się, zanim jeszcze na dobre zaczną. Wierzę jednak, ze w końcu uda mi się napisać coś satysfakcjonującego. :)

7. ...czytać 20 książek w kółko, czy tylko nowe, nie wracając do nich?

Nowe. Uwielbiam poznawać nowe historie. Gdybym miała powracać do 20 książek, chyba znienawidziłabym czytanie.

8. ...być bibliotekarzem, czy sprzedawcą książek?

Ciężko mi na to odpowiedzieć, ale jednak wolałabym być sprzedawcą książek. Czemu? Chyba dlatego, bo w księgarni miałabym lepszy kontakt z ludźmi, mogłabym im doradzić i poprzechwalać się moją wiedzą na temat historii zawartych między stronicami. :D

9. ...czytać tylko książki
z ulubionego gatunku, czy z wszystkich poza ulubionym?

Ha, mogę od razu odpowiedzieć, ze tylko z ulubionego. Jak się tak nad tym zastanowię, to rzadko czytam coś spoza moich ulubionych gatunków. 

10. ...czytać tylko książki papierowe, czy e-booki?

Papierowe. Po e-booka sięgnęłam raz w życiu. Po prostu kocham trzymać w dłoniach papierową książkę. Taki mały fetysz. ;)

Teraz czas na nominację. Więc... *werble* nominuję Was wszystkich. Jestem ciekawa, jakie będą Wasze odpowiedzi! Jeśli nie chcecie umieszczać tej zabawy na blogu, to będzie mi miło, gdy odpowiecie na te pytania w komentarzu. :)

czwartek, 18 września 2014

Iga Wiśniewska - Żyli niedługo i nieszczęśliwie


Seria: Spod flagi magii
Tytuł: Żyli niedługo i nieszczęśliwie
Autor: Iga Wiśniewska
Wydawnictwo: Miasto Książek, 2014
Strony: 218
Forma wydania: e-book

Ile w literaturze mamy bohaterek, które są silne... ale przy okazji zawsze osiągają to czego chcą, bez względu na cenę? Wydaje mi się, że niewiele. Zwykle mamy bajkowe zakończenia, które rozczulają i chwytają za serce. A co, gdyby jednak zakończenie nie było cudowne, a główna bohaterka ociekała jadem i złośliwością? Taka właśnie jest Malice. Imię zobowiązuje, dlatego też jej żarty i psikusy wykraczają poza dobry smak. Jest zdolną uczennicą Akademii Magii, ale nawet umiejętności nie uchronią jej przed gniewem dyrektora szkoły. Cierpliwość została wyczerpana i Malice zostaje wyrzucona. Musi w końcu jakoś zarabiać na życie, więc zostaje najemniczką... Lepiej nie wchodźcie jej w drogę!

Książką byłam zainteresowana już wcześniej, więc kiedy autorka sama do mnie napisała, czy nie zrecenzowałabym tej powieści, podekscytowana zgodziłam się bez gadania. Żyli niedługo i nieszczęśliwie to pierwszy tom Spod flagi magii. Magiczna okładka to coś, obok czego nie można przejść obojętnie, a sam tytuł sugeruje, że nie mamy co spodziewać się pięknej historii rodem z baśni. Fabuła jest wyjątkowa. Pierwszy raz spotkałam się z główną bohaterką, która jest krnąbrna, złośliwa i egocentryczna. I wcale nie przesadzam. Jej zachowanie wzbudza frustrację wszystkich dookoła. Czy ją polubiłam? Jasne! Obawiam się jednak, że gdybym spotkała ją w prawdziwym życiu, raczej wolałabym się trzymać z daleka.

W książce znajduje się 9 opowiadań, których akcja początkowo rozgrywa się w Akademii Magii, a gdy Malice zostaje z niej wyrzucona, w szarej rzeczywistości, która okazuje się tak nie do końca szara. Istnieją bowiem rzeczy, które się nawet filozofom nie śniły, np. gang demonicznych motocyklistów, albo podwodne miasto, w którym życie wydaje się niemal idylliczne, bądź grasujące w tunelach bazyliszki. Nie chcę jednak zdradzać za wiele, abyście mogli przekonać się sami, co się tam wyrabia! Książkę czyta się w tempie ekspresowym i zostawia na ustach uśmiech. Jest łatwa, lekka i przyjemna. Pomysły Malice były tak komiczne, jak straszne dla jej ofiar.

Ze względu na to, że opowiadania są krótkie, nie ma tu miejsca na to, aby fabuła pomału się rozwijała i byśmy mogli wczuć się porządnie w akcję. Niektóre kończyły się, zanim jeszcze porządnie się zaczęły. Niemniej jednak nie jest to coś, co bardzo utrudnia czytanie. Dzięki temu mogliśmy zapoznać się ze stylem pisania autorki, który mi osobiście bardzo odpowiada, a także trochę poznać samą Malice. 

Książkę polecam, jest jedną z lepszych, jakie do tej pory czytałam. Podczas lektury bawiłam się wybornie, wybuchając śmiechem, bądź unosząc brwi ze zdziwienia nad pomysłami Malice. Do tego ta cudowna okładka...  Szkoda, że nie ma wydania papierowego, bo książka zdecydowanie zasługuje na to, aby wylądować na półce. Niecierpliwie czekam na kolejne przygody największej socjopatki w dziejach literatury!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce, Idze Wiśniewskiej

niedziela, 14 września 2014

S. C. Stephens - Bezmyślna


Tytuł: Bezmyślna
Autor: S. C. Stephens
Wydawnictwo: Akurat, 2014
Przekład: Joanna Grabarek
Strony: 670

"To jest nasza gra... w tę i we w tę, bez końca. Chcesz mnie, chcesz jego. Kochasz mnie, kochasz jego. Lubisz mnie, nienawidzisz mnie. Chcesz mnie, nie chcesz mnie, kochasz mnie i zostawiasz mnie."
str. 656

W wyzwaniu 30-days Book Challenge było pytanie o książkę, którą się jednocześnie kocha i nienawidzi. Wówczas nie potrafiłam w żaden sposób odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ albo daną lekturę lubiłam, albo nie. W tym momencie wiem, że taką jest właśnie Bezmyślna autorstwa S. C. Stephens. Pochłonęłam ją jednym tchem, nie bez emocji, nie bez wkurzania się i nie bez przeklinania. A jednak miała w sobie coś, co mnie do niej przyciągnęło. 

Kiera Allen to młoda studentka. Wraz ze swoim chłopakiem, Dennym, przeprowadza się do Seattle. Są ze sobą szczęśliwi, on właśnie dostał staż w znanej firmie reklamowej, a ona dostała się na tutejszy uniwersytet. Zamieszkują u jego przyjaciela Kellana Kyle. Denny niestety na dwa miesiące musi wyjechać, a nieprzewidziana rozłąka co raz mocniej ciąży Kierze. Pewnej nocy jej relacje z przyjacielem chłopaka przekraczają granice i para ląduje w łóżku. Życie bohaterów już nie jest takie samo, a ona sama musi zdecydować, co robić dalej.

Wiecie co? Nie lubię, kiedy największym minusem książki jest główny bohater, czy bohaterka. W tym przypadku, niestety, właśnie tak było. Dlaczego? Już odpowiadam, postaram się jednak nie rzucać zbytnio inwektywami. Kiera to osoba... głupia. Po prostu głupia. Do tego przesłodzona do cna. Na samym początku pozuje na osobę nieśmiałą, do tego skromną i niewinną. Rumieni się za każdym razem ktoś wypowie słowo na S. Do tego nawet nie przeklina. W rzeczywistości jest rozwiązła. I to bardzo! No, bo wybaczcie, ale nie rozumiem dziewczyn, która przeskakuje z jednego łóżka, do drugiego, obiecując każdemu cudowne życie u swego boku. Och, jakże to wygodne, że cała trójka mieszkała pod jednym dachem. Do tego, czy istnieje coś takiego, jak przyjacielski flirt? Według Kiery tak i nie zdawała sobie sprawy z tego, jak takimi intymnymi gestami jak dotyk, czy przytulenie mogła ranić Kellana. Zachowywała się jak żmija, która owija się wokół nogi, aby kąsać, wysysać siły, nie biorąc pod uwagę tego, że swoim zachowaniem krzywdzi innych. Wykorzystywała ich oboje. O tak! Jeden był piękny i uroczy, wzbudzał w niej pasję, pożądanie i seks z nim był świetny. Drugi natomiast był ostoją i bezpieczną przystanią. Któż nie chciałby tak żyć? Za pierwszym razem, kiedy zdradziła swego "ukochanego" chłopaka,  jeszcze potrafiłam ją zrozumieć. Nie pochwalałam jej postępowania, ale potrafiłam zrozumieć. Rzuciła dla niego wszystko, a on tak po prostu wyjechał, do tego jeszcze przyjął pracę daleko od niej. Upiła się i nie panowała nad sobą. Jednak to co działo się potem... cóż. Nie będę tego komentować, przekonajcie się sami.

Teraz wezmę w obroty Denny'ego. Nie mam o nim za wiele do powiedzenia, gdyż niknął w tłumie. Autorka kompletnie nie skupiła się na tym, aby go dobrze scharakteryzować. Był misiowaty, przesłodzony, bezgranicznie zakochany w swej niewiernej dziewczynie. Nie przypadł mi do gustu. Nie lubię mężczyzn, którzy nie potrafią w żaden sposób odmówić swojej partnerce, w których brak tego ognia, żaru. Gdyby Kiera ciągle nie jęczała nad Dennym, w ogóle zapomniałabym o tej postaci. Nie to co Kellan. Miał wszystkie cechy, których brakowało Denny'emu. Był zabawny, a kiedy trzeba potrafił być podły. To on wiódł prym w tej książce. Jako miejscowa gwiazda rocka, miał mnóstwo kobiet na wyciągnięcie ręki, dlatego wciąż nie mogę uwierzyć, że ulokował swoje uczucia w... takiej dziewczynie.

Książka jest napisana poprawnie językowo, przyjemnie się ją czytało, jeśli tylko potrafiliśmy się wyłączyć na bezmyślność Kiery. Powinniśmy się w zasadzie tego spodziewać, ponieważ sam tytuł świadczy o głównej bohaterce. Ciągle żyję nadzieją, że autorka specjalnie zrobiła z Kiery taką idiotkę (wybaczcie mi, że ją tak wyzywam, ale naprawdę nie mogę...), dlatego starałam się patrzeć na to przez palce i naprawdę czerpać przyjemność z czytania. W pewnych momentach miałam tylko dość tej słodkości wylewającej się z co drugiej strony i użalania się nad sobą Kiery. Nie znalazłam w tej dziewczynie nic pozytywnego, a uwierzcie mi, starałam się, jak mogłam.

Bezmyślna to pierwszy tom serii. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co może dziać się dalej. Czy przeczytam? Jasne, jak najbardziej. Jestem ciekawa, co autorka wymyśli w dalszych częściach. Poza tym książkę, mimo mojej recenzji, czytało mi się przyjemnie, o czym na pewno świadczy fakt, że przeczytałam 670 stron w 3 dni. Po prostu musiałam, nabrać dużo, ale to naprawdę dużo dystansu do głównej bohaterki.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Bussines&Culture oraz wydawnictwu MUZA

piątek, 12 września 2014

Jeaniene Frost - W pół drogi do grobu


Seria: Nocna Łowczyni
Tytuł: W pół drogi do grobu
Autor: Jeaniene Frost
Wydawnictwo: MAG, 2011
Przekład: Anna Reszka
Strony: 438

Książki, które kupuję przez przypadek na promocji ostatnio okazują się strzałem w dziesiątkę. Z W pół drogi do grobu było tak samo, z tym że oczywiście najpierw kupiłam drugi tom tego cyklu. Na szczęście udało mi się łatwo przeszukać księgarnie internetowe i zdobyć pierwszy tom za, naprawdę, grosze. Czy spodziewałam się czegokolwiek po tej powieści? Nie, zupełnie nie. Nie wiedziałam, czy mi się spodoba. Lektury z gatunku paranormal rzadko znajdują się w mojej ręce, wolę klasyczne fantasy. Jeaniene Frost jednak sprawiła, że przestałam patrzeć na nie, aż tak krytycznym okiem.

Catherine Crawfield to półwampirzyca. Cat jest córką wampira, który zgwałcił jej matkę. Zniszczył tym on tym jej życie. Młoda kobieta postanowiła więc zemścić się na każdym przedstawicielu tego gatunku. Jak się można domyśleć, morduje ich bez wyrzutów sumienia. Podczas kolejnego nocnego wypadu na polowanie, poznaje Bonesa, łowcę głów. Wampir zmusza ją do współpracy, trenuje ją, by osiągnęła dobrą formę. Okazuje się, że życie jako mieszaniec ma swoje zalety. Musi sobie także odpowiedzieć na pytanie, czy wszystkie wampiry naprawdę są złe?

Gdy wzięłam po raz pierwszy do rąk tą książkę (tak, tak, oczywiście, że nie czytałam opisu, gdy ją kupowałam), stwierdziłam, że autorkę chyba poniosło, ponieważ coś takiego jak półwampir raczej nie ma prawa bytu. Skrzywiłam się w dziwacznym grymasie, ale jak powiedziało się A, to trzeba powiedzieć i B.Pani Frost na szczęście zgrabnie opisała, jakim cudem było to możliwe, więc i ja przestałam się krzywić.

Oglądaliście Buffy? Ja tak, nałogowo. Uwielbiałam ten serial, niecierpliwie czekałam na kolejne odcinki. Jak się okazuje, W pół drogi do grobu była o wiele lepszą rozrywką, niż blondwłosa pogromczyni. Obie polowały na wampiry, jednak Cat jest przynajmniej zabawna. Akcja  powieści rwie się do przodu, ciągle się coś dzieje. Zupełnie nie ma czasu na nudę. A to łowczyni morduje kolejnego krwiopijcę, albo ucieka przed nim, albo kłóci się z Bonsem, albo flirtuje z tym panem... Przesycona seksualnymi podtekstami... i nie tylko. Powietrze między tymi dwojgiem jest tak naelektryzowane, że aż je czułam czytając kolejne strony. Dawno nie spotkałam się z tak dobrze nakreśloną relacją między dwojgiem bohaterów.

Prócz dobrego opisu relacji, autorka zadbała o samych bohaterów. Są bardzo charakterystyczni. Bones to facet, który nawet mi by się spodobał. Nie użala się nad sobą, jest twardy, charyzmatyczny i zaradny. A Cat? Chociaż sama twierdzi, ze jest grzeczną dziewczynką, na pewno do takich nie należy. Wręcz przeciwnie. Nazwałabym ją twardą babką z jajami większymi, niż niektórzy faceci. A wampirze umiejętności, dodają tylko smaczku całej tej postaci. Postacie drugoplanowe są naprawdę tylko tłem tej powieści, ale w żaden sposób to nie przeszkadza w odbiorze.

Cała fabuła jest jak dobry kryminał. Autorka zadbała o ciekawa intrygę, chociaż może trochę sztampową. Znikają młode dziewczyny, a Bones próbuje się dowiedzieć, kto za tym stoi. Tropi grubą rybę, ale Catherine wtrąca się w to wszystko bez pytania. Ich pierwsze spotkanie nie należy do najprzyjemniejszych, ale jest... moim zdaniem genialne. Razem pracują, stają się sobie bliscy, a przy okazji odkrywają kolejne części układanki. A wszystko to okraszone świetnym, czarnym humorem, do którego trzeba mieć dystans.

Nie obyło się oczywiście bez minusów. Jeden z nich to sama Cat, która w pewnych momentach zachowywała się niezrozumiale dla mnie, ale miała świetną osobowość, dlatego jestem w stanie jej to wybaczyć. Drugim z nich jest zakończenie. Całe szczęście jest kontynuacja, bo inaczej chyba bym pogryzła książkę! Jeśli chcecie czegoś lekkiego, przyjemnego i łatwego w odbiorze, bez zastanowienia sięgnijcie po W pół drogi do grobu. Moim zdaniem, nie zawiedziecie się i spędzicie kilka miłych chwil.

poniedziałek, 8 września 2014

David Gaider - Dragon Age: Rozłam


Tytuł: Dragon Age: Rozłam
Autor: David Gaider
Wydawnictwo: Fabryka Słów, Lublin 2012
Przekład: Małgorzata Koczańska
Strony: 512


Dragon Age: Rozłam to książka, której akcja dzieje się w świecie Thedas, w świecie znanym między innymi z gry o Dragon Age. Uwielbiam to uniwersum i uważam, że autorzy wykonali kawał świetnej roboty. Z przyjemnością więc sięgnęłam po tą pozycję. Już na wstępie muszę jednak zaznaczyć, że nie jest to książka dla wszystkich. Ktoś, kto nie zna wydarzeń dziejących się w grach Dragon Age:Początek oraz Dragon Age 2 (zwłaszcza tej!) może poczuć się bardzo zagubiony i nie wiedzieć o co chodzi. 

Cole umarł w najgłębszym lochu w Białej Iglicy. Kiedy zgasło ostatnie wspomnienie o nim, zrodził się Duch Iglicy. Chociaż… może to tylko wciąż samotny człowiek, który zniknął?

Ktoś morduje niedoszłych adeptów magii. Dla Wielkiego Poszukiwacza Lamberta z zakonu templariuszy sprawcą zbrodni jest zaklinacz Rhys. Ale nie wszyscy tak uważają. Wynne, bohaterka Plagi Fereldeńskiej, postanawia ratować Rhysa.

Razem z drużyną wyruszają do Fortecy Adamant, leżącej u wrót otchłani. W miejscu, gdzie Zasłona jest cienka jak pergamin, demony są bliżej niż gdziekolwiek indziej. Kto wie, co się stanie, gdy magowie usłyszą ich pieśń? Oni albo… Cole, którego nikt nie może zapamiętać. Ale on pamięta.

W listopadzie swoją premierę będzie miała trzecia część gry, Dragon Age: Inkwizycja. Gdy dowiedziałam się, że jednym z towarzyszy będzie Cole, bohater tej książki, musiałam ją przeczytać. I nie żałuję spędzonego czasu nad tą lekturą, ponieważ dostałam to, czego oczekuje się od książki: nietuzinkowych bohaterów, ciekawą fabułę, dramatyczne momenty. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i złapałam w trzęsące się dłonie książkę. I popłynęłam. Śledziłam oczami zachłannie każda kolejną literkę, zdanie, stronę. Nie mogłam się oderwać. W książce działo się mnóstwo rzeczy, jednak wszystko układało się w taką spójną całość, że bez problemu nadążałam za wydarzeniami.

Przede wszystkim na wspomnienie zasługują bohaterowie. David Gaider ma talent w kreowaniu postaci. W książce nie było inaczej. Cole, choć tak naprawdę wygląda na dorosłego młodzieńca, jest zagubionym dzieckiem. Popełnia złe czyny, ale czy rozumie co robi? I tak naprawdę, kim jest? Właśnie tego próbuje się dowiedzieć Rhys. Zaklinacz jest mężczyzną zabawnym, ale bardzo rozsądnym. Zdarza mu się czasami coś powiedzieć, zanim pomyśli, jednak nigdy nie robi tego w złej wierze. W przeciwieństwie do Adrian. Ruda czarodziejka, miała równie ognisty temperament, co włosy. Bardzo przypominała mi Andersa z Dragon Age 2, który poświęcił wiele, tylko i wyłącznie dla swoich ideałów. Ona zrobiła dokładnie to samo. Nie zyskała mojej sympatii, aczkolwiek na plus zasługuje fakt, że jest bardzo charakterystyczna. No i moja wisienka na torcie, czyli kapitan Evangeline. Kobieta silna, stanowcza, widząca świat nie tylko w odcieniach czerni i bieli. Po prostu uwielbiam takie babki. Wynne (matka Rhysa) i Shale nie muszę przedstawiać osobom, które grały w grę. Stara czarodziejka pomagała Bohaterowi Fereldenu w walce z piątą plagą, a Shale to krasnoludzica zaklęta w ciele golema. Wynne bardzo zyskała w moich oczach w trakcie lektury Zawsze miałam ją za upierdliwą, starszą panią, a tutaj proszę. Jest o wiele bardziej wyrachowana, niż można było to sobie wyobrazić.

Co do fabuły.... nie spodziewałam się czegoś takiego. Rytuał Wyciszenia to coś, czego obawiają się wszyscy magowie. Odcina ich to bowiem od Pustki i stają się zwykłymi kukłami, marionetkami w rekach Zakonu i Templariuszy. Okazuje się, że rytuał ten można odwrócić. Jak? Badania na ten temat w Fortecy Adamant prowadził elf, wyciszony. Wynne z resztą drużyny muszą się dowiedzieć, co się tam stało. Badania te jednak mogą zagrozić i podkopać autorytet ciemiężycieli magów. Cóż, kiedy tylko przeczytałam, że wieczny bat na magów mógł okazać się wadliwy, zrobiłam wielkie oczy. W końcu używali ich od stuleci, a tu taka niespodzianka. Poza tym sama postać Cole'a. On sam nie wie czym jest. Duchem, człowiekiem, magiem? Może demonem? Widzimy jego przemianę, widzimy, jak bardzo nie chce zawieść swojego przyjaciela. Byłam tak zaciekawiona, co będzie się działo dalej, że czasami przewracałam stronę, aby przeczytać chociaż jedno, następne zdanie. 

Warto na chwilę zatrzymać się przy opisach miejsc. Lubię, kiedy autor nie opisuje nam dokładnie całego pomieszczenia, aby co do centymetra znać położenie krzesła, ale takie, jakie zrobił Gaider. Opisał je delikatnie, subtelnie, a resztę pozostawił czytelnikowi. Ponadto autor zadbał o to, aby wyczuło się napięcie, które panowało między magami a templariuszami.

Oczywiście zdarzyły się momenty nużące. Czasami autor zbyt rozwlekał pewne tematy, inne mógł bardziej rozwinąć. Chciałabym się dowiedzieć więcej o Cole'u, ale liczę, że będę miała jeszcze na to szansę w grze. No i największym minusem jest fakt, że jest to książka typowo dla fanów gry, ponieważ, tak jak już wspomniałam, wszystko dzieje się po zakończeniu Dragon Age 2. Jest też wiele niezrozumiałych, dla nieobeznanych z kodeksem, terminów.

piątek, 5 września 2014

Simon Beckett - Zapisane w kościach


Tytuł: Zapisane w kościach
Autor: Simon Beckett
Wydawnictwo: Amber, 2012
Przekład: Jan Kraśko
Strony: 351


Zapisane w kościach to moje pierwsze spotkanie z panem Beckettem. Wcześniej słyszałam wiele dobrego o jego powieściach. A co konkretnie? Że trzymają w napięciu, że są zaskakujące i dobrze napisane. Ja, jak to ja, podchodziłam do tego sceptycznie. Wolę się sama przekonać, czy rzeczywiście tak jest i na nic się nie nastawiać. Jednak, gdy zaczęłam czytać tę powieść, pochłonęłam ją zachłannie, w całości, tylko z kilkoma przerwami. To, co otrzymałam, zbiło mnie z nóg. Co prawda, zaczęłam od drugiego tomu historii z Davidem Hunterem na czele, jednak nie przeszkadzało to ani trochę w odbiorze.

David Hunter jest antropologiem sądowym. Na wyspie, Runie, znaleziono spalone zwłoki. Doktor Hunter musi odczytać historię zmarłej osoby tylko na podstawie tych pozostałości. Czy to była zbrodnia, czy wypadek? Sztorm odcina wysepkę od reszty świata, a mieszkańcy sparaliżowani są strachem. Czasu jest co raz mniej, a nic nie jest takie, jakim się wydaje. Antropolog musi rozwikłać tą zagadkę i odkryć chowające się w małej społeczności tajemnice.

Na początku zastanawiałam się, czym ludzie się tak zachwycają. Książka, jak książka, nic rewelacyjnego. owszem, czyta się przyjemnie, autor nie przynudza, ale w sumie nie wzbudzała we mnie większych emocji. Do czasu. Pan Beckett świetnie zadbał o wszelkiego rodzaju szczegóły, same opisy sekcji były genialne. Widać, że włożył w realizm wiele pracy i wysiłku. Poza tym bardzo cenię, kiedy autor dopracowuje nie tylko główną postać, ale i bohaterów pobocznych. Beckett to zrobił i chwała mu za to!

Co do głównego bohatera. Cóż, polubiłam gościa. Inteligentny, spostrzegawczy. Potrafi dodać dwa do dwóch i wyciągnąć z tego wnioski. Inni bohaterzy, tacy jak Brody, czy Fraser, także policjant, mieli swoje charakterki, posiadali wady i zalety. Czułam się, jakbym czytała o ludziach z krwi i kości, a nie tylko o wymyśle wyobraźni autora. Nie było za wiele wewnętrznych monologów Davida Huntera, nie targało nim zbyt wiele emocji. Była zimna ocena sprawy. I to było świetne, że pan doktor nie mieszał spraw osobistych z zawodowymi.

Fabuła wydawała mi się banalna. Wszystko przecież było takie przewidywalne! Niemal od razu odgadłam kto był zabójcą. Czyżby na pewno? Cóż, jednak nie, bo kiedy dotarłam do końca szczęka opadła mi na ziemię. Autor mnie zwiódł, wyprowadził na manowce, a ja tak ładnie pobiegłam za jego wskazówkami! A kiedy zamknęłam ostatnią stronę, patrzyłam tępo w ścianę i śmiałam się z siebie, że to jeden z pierwszych kryminałów, w którym nie odgadłam rzeczywistego sprawcy! Wydarzenia nie ciągną się jak flaki z olejem, a naprawdę cały czas się coś dzieje. Z pozoru błahe i nic nie znaczące fragmenty okazywały się dość istotne.

Czy polecam ta książkę? O tak, zdecydowanie tak. Przeczytałam ją jednym tchem i pochłonęła mnie całkowicie. Kiedy odkładałam ją na półkę, cały czas o niej myślałam. Muszę nadrobić zaległości i sięgnąć po Chemię Śmierci, ale to wszystko w swoim czasie. Jedyne co mi przeszkadzało, to to, że w wersji kieszonkowej, literki są malutkie, ale kiedy zatopiłam się w lekturze, nawet to przestało mieć znaczenie.

wtorek, 2 września 2014

Sonali Deraniyagala - Tsunami


Tytuł: Tsunami
Autor:


poniedziałek, 1 września 2014

Podsumowanie Sierpnia


Kolejny miesiąc za nami, który znów minął z prędkością światła. Chociaż pogoda przez połowę miesiąca nie dopisywała, to na pewno cieszyliście się z wakacji. Ale nie martwcie się, jeszcze 10 miesięcy i znów będą wakacje. :)
Może zauważyliście, ale przestałam wystawiać oceny książek. Uznałam, że jest to bez sensu, gdyż żadna cyferka nie odda tego co myślę o książce, dlatego postanowiłam poprzestać na zwykłej opinii. Uważam, że jest to o wiele sprawiedliwsze i dla autorów, i dla samej książki. A teraz przejdźmy do sedna sprawy, czyli podsumowań. Sierpień wypadł mi gorzej, niż lipiec, ale głównie dlatego, że sięgałam po lektury, przez które ciężko było mi przebrnąć. 

Przeczytanie książki: 5

Ilość stron: 1684
Obserwatorów: 105 (przybyło Was tutaj aż 18!:)
Najciekawsza książka: Wilczy Amulet
Najgorsza książka: Trzecia lokatorka

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...