Anne Bishop
Sebastian
Belladonna
Most Marzeń
Efemera to świat,
który został rozbity na wiele krain, które zwane są krajobrazami.
Zrobiono to ze względu na zagrożenie, które niósł ze sobą
Zjadacz Świata. Podróż odbywa się za pomocą mostów. Nie jest to
jednak prosta droga – przenoszą one bowiem podróżnika nie tam,
gdzie sam pragnąłby się udać, ale w to miejsce, do którego
przynależy jego serce. Po pokonaniu i uwięzieniu Zła w jednej z
krain, całą strukturę utrzymuje magia Krajobrazczyń. Pewnego dnia
jednak ktoś w swojej głupocie wypuszcza potwora na świat. Po raz
kolejny Zjadacz staje się zagrożeniem...
Seria książek „Efemera”
to moja pierwsza i, jak na razie, jedyna przygoda z powieściami Pani
Bishop. Słyszałam o niej wiele opinii, jedni chwalą a inni
pogardzają. Ja, muszę przyznać, przeżyłam całkiem miłą
przygodę w trakcie lektury powieści, z rozpalonymi policzkami
pochłaniałam kolejne strony. Myślę też, ze na tej serii nie
skończę. Ale do rzeczy.
Seria składa się z
trzech powieści - „Sebastian”, „Belladonna” oraz „Most
Marzeń”. Jest też krótka nowelka pt. „Głos” umiejscowiona
pomiędzy tomem drugim a trzecim, jako wprowadzenie do wydarzeń z
ostatniego tomu, ale spokojnie można sobie odpuścić czytanie, bądź
potraktować ją jako tylko taki smaczek. Głównym bohaterem każdej
z nich, jak się można domyśleć ktoś inny. Postacie są jednak ze
sobą spokrewnione, a ich losy przeplatają się przez całą serię.
Muszę przyznać, że
lektura powieści byłą dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie miałam
żadnych oczekiwań, a wręcz przeciwnie. Spodziewałam się,
kolokwialnie mówiąc, gniotu, a tu okazało się, że Anne Bishop
idealnie wpasowała się w moje gusta. Nie oszukujmy się, to jest
typowa babska fantastyka, w której miłość i uczucia grają główną
rolę. Oczywiście, cielesność też jest ważna, jednak, wbrew temu
co przeczytałam na okładce książki, zostaje gdzieś w tle. Nie
brak tutaj konfliktów wewnętrznych, kłótni, rozstań i powrotów.
Autorka świetnie operuje
językiem. Ma lekkie pióro, które sprawiało, że nie można było
oderwać się od lektury. Nie tłumaczy każdego słowa, które
wprowadza, pozwala, abyśmy mogli z kontekstu zdania domyśleć się,
co to oznacza. Jest także całkowicie pewna tego co pisze. Nie
zostawiała niezamkniętych wątków, nie przyspiesza akcji, by coś
domknąć, a świat wykreowany przez nią mnie zachwycił. Dialogi
nie są miałkie a postaci niezwykle dojrzałe, zmieniające się w
trakcie posuwania się akcji do przodu.
Jedyne zarzuty mam do
ostatniego tomu. Nie był już aż tak porywający, akcja w pewnych
momentach zwalniała i była nawet przynudnawa. Nie podobała mi się
stworzona także przez autorkę rasa Triad. Nie lubię zabiegu, gdzie
w jednym ciele żyje więcej niż jedna osoba, ale wiadomo, to
wszystko kwestia gustu. Postać Lee także straciła tutaj w moich
oczach – zrobił się naburmuszonym chłopcem. Niemniej jednak i
tak wspominam powieść z sentymentem. Polecam serię każdemu, kto
lubi fantasy okraszone babskimi historiami.