Tytuł: Rebeka
Autor: Daphne Du Maurier
Wydawnictwo: Iskry, Warszawa 1958
Przekład: Eleonora Romanowicz-Podoska
Strony: 359
Historia niemal jak z Kopciuszka. Młoda, niedoświadczona życiowo kobieta pracuje jako "Dama do towarzystwa" pewnej pani. Podczas pobytu w Monte Carlo poznają Maximiliana de Winter, bogatego właściciela posiadłości Manderley. Mężczyzna jest wdowcem, jego żona zginęła tragicznie przed rokiem. Proponuje on młodej kobiecie małżeństwo. Gdy przyjeżdżają do wielkiego domu, okazuje się, że choć Rebeka zmarła, nadal można wyczuć ją w Manderley...
Muszę przyznać, że na samym początku miałam ciężko wczuć się w klimat książki. Nie bardzo wtedy wiedziałam, czy jest to zwykła obyczajówka, czy coś innego. Jednak, gdy przebrnęłam przez nudny początek powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Narratorem i zarówno główną bohaterką jest młoda kobieta, której imienia autorka nie zdradza. Jest dziewczęciem naiwnym i nieśmiałym, ponadto wyczułam w niej nutkę romantyczki.
"Jakby to było dobrze- powiedziałam impulsywnie- żeby wynaleziono sposób na przechowywanie wspomnień podobnie jak perfum. Tak, żeby się nie ulatniały i nigdy nie spowszedniały i żeby w dowolnej chwili można było odkorkować butelkę i przeżywać ten moment na nowo."
Maxim de Winter jest jej całkowitym przeciwieństwem. Dorosły, stanowczy, twardo stąpa po ziemi. Przez większość czasu trzyma na dystans swą młodą żonę.
"Jeśli mówisz, ze jesteśmy szczęśliwi, to niech tak będzie."
Wydaje się, ze cały dom jest niechętny młodej kobiecie. Przez cały czas wydaje się, że jest ona tylko gościem w domu Rebeki. Posiadłość bowiem jest nią przesączona, jej ubrania, meble, kwiaty. Nasza bohaterka ciągle czuła się niechciana, swą niechęć bowiem okazywała jej nawet służba.
Zewsząd słyszała, że Rebeka była wspaniała oraz jak wszyscy ją uwielbiali, ciągle czuła oddech pierwszej pani de Winter na swoim karku. A nasza bohaterka nie potrafi zawalczyć o swoją pozycję.
"Jak wiele musi istnieć na świecie osób, które cierpiały i cierpią nadal, ponieważ nie mogą uwolnić się z sieci własnej nieśmiałości; w swoim zaślepieniu i szaleństwie budują one ogromny, sztuczny mur, który przesłania im prawdę."
Przyznam się szczerze, że przez większość czasu miałam ochotę wziąć i potrząsnąć młódką, aby zaczęła walczyć, nie poddawała się służbie, aby stała się prawdziwą kobietą. Pewne wydarzenia w życiu jednak sprawiły, że bardzo szybko dorosła.
Akcja książki na początku toczy się powoli, by w końcu nabrać tempa. Autorka zbudowała napięcie w taki sposób, że nie byłam w stanie iść spać- musiałam czytać, a serce z każdym kolejnym wyrazem waliło mi jak młot. Intrygi, kłamstwa, szantaże... nie wszystko jest takim, jakim się wydaje.
Zakończenie wprawiło mnie w osłupienie. Było idealne, zaskakujące i takie, jakiego bym sobie życzyła po każdej książce.
"Pomyślałam sobie, jakie to dziwne, że życie biegnie niezmiennie swoim trybem, niezależnie od jakichkolwiek wypadków. Wykonujemy mechanicznie te same czynności- jemy, śpimy, myjemy się. Żadne dramatyczne wydarzenie nie może przełamać siły życia."
Ocena: 5,5/6