Seria: Delirium, tom I
Tytuł: [delirium]
Autor: Lauren Oliver
Wydawnictwo: Otwarte, 2012
Przekład: Monika Bukowska
Strony: 360
Miłość. Największa choroba, zakaźna, doprowadzająca do obłędu, a nawet śmierci. Amor deliria nervosa pochłonęła już niejednego, ale nie martwcie się. Istnieje lekarstwo na ten stan rzeczy. Remedium podawane każdemu mieszkańcowi Portland, gdy tylko ukończy odpowiedni wiek. Młoda dziewczyna nie może się już doczekać swojego zabiegu, nie może się doczekać, kiedy w końcu będzie szczęśliwa i spokojna. Odlicza miesiące, tygodnie, dni, jednak nawet nie wie kiedy uderzy w nią piorun. Amor deliria nervosa...
Jeśli ktoś śledzi karierę pana Christiana Bale'a, to wie, że ów aktor zagrał w filmie pod tytułem Equilibrium. Kocham ten film z całego swojego serca, widziałam go miliony razy. Jestem więcej, niż pewna, iż zdarzy mi się go obejrzeć jeszcze nie raz. Opowiada on historię pewnego kraju, zwanego Librią, gdzie wymyślono lekarstwo na uczucia. Każdego, kto odczuwał ścigano i mordowano. Dlaczego o nim wspominam? A no, gdyż pani Oliver niewątpliwie czerpała z niego inspirację przy tworzeniu swego dzieła. Na początku myślałam, że będzie to po prostu kopia, dlatego podchodziłam do tej pozycji jak kot do wody. Muszę przyznać, że myliłam się, ale dopiero po lekturze dowiedziałam się, jak bardzo. Jest to przykład książki, w której autorka udowadnia, że nawet raz przedstawiony pomysł można ukazać na nowo.
Lena, główna bohaterka powieści ma jeszcze kilka tygodni do swojego
zabiegu. Nie może się go doczekać, tylko o nim ciągle myśli. W końcu nie
będzie musiała odczuwać strachu przed chorobą, nie będzie musiała
przestrzegać godziny policyjnej. Będzie mogła po prostu żyć. Wraz ze swa
przyjaciółką, Haną, snują marzenia o swym przyszłym, nowym życiu. Na
drodze dziewczyny jednak pojawia się on. Alex, chłopak, który burzy
całkowicie jej światopogląd, chociaż właściwiej byłoby powiedzieć, że otwiera jej oczy, wyrywa z zaślepienia i pokazuje, co tak naprawdę jest ważne...
Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dawno żadna mnie tak nie porwała, nie uderzyła z całą swoją mocą, tak, że nie mogłam spać, gdyż musiałam wiedzieć, co będzie się działo dalej. To nie jest tandetna historyjka o miłości, jakich wiele mamy na naszym czytelniczym rynku. Jest to historia o dojrzewaniu, o buncie. Lauren Oliver napisała naprawdę dopracowaną powieść. Pod względem wykreowanego świata, nie mam się do czego przyczepić, a wręcz przeciwnie. Mogę go pochwalić. Nie mamy tutaj typowych kast, jednak podział na biednych i bogatych jest widoczny. Mieszkańcy nie mogą sami decydować o tym z kim chcą wziąć ślub, ani nawet ile maja mieć dzieci, a granice są zamknięte. Dorosłe życie zostaje z góry zaplanowane przez rząd podczas ewaluacji, ostatecznego testu przed zabiegiem.
Najbardziej urzekło mnie to, iż książka ta jest bardzo osobistą, intymną historią Leny, nastolatki uparcie dążącej do wybranego celu, której życie w pewnym momencie po prostu runie, jak zwykły domek z kart. Przebudzenie dziewczyny nie następuje gwałtownie. Walczy sama ze sobą, a jej konflikt wewnętrzny jest zarysowany rewelacyjnie, ponadto wątpliwości, które odczuwa ona, odczuwałam i ja. W końcu odkrywa, że to, czym karmiono ją od dzieciństwa, było po prostu papką na mózg. Książka napisana jest w narracji pierwszoosobowej, ale w dość specyficzny sposób. Autorka użyła czasu teraźniejszego, co przyznam szczerze, było zabiegiem idealnym. Na samym początku mnie drażniło, jednak po czasie, doszłam do wniosku, że tylko taka forma opowiedzenia historii ma sens. Przemyśleń Leny mogłoby być troszeczkę mniej, ale nie mogę się czepiać, gdyż dzięki temu ta postać została idealnie oddana. Brakowało mi jednak troszkę bardziej scharakteryzowanych Hany i Aleksa, a zwłaszcza tego drugiego.
Sama historia jest wzruszająca. Łzy leciały po moich policzkach niejednokrotnie, a na samej końcówce zamieniło się to w cichy szloch. Ponadto autorka zadbała o specyficzny klimat powieści, trzymający w napięciu, otoczony mgiełką tajemnicy, buntu i dorastania. Podsumowując, dawno nie czytałam nic tak rewelacyjnego. Dystopia to nie jest mój ulubiony gatunek, ale sięgam po niego, gdyż za każdym razem mam nadzieję, że mnie coś zaskoczy. W tym przypadku się udało, nawet jeśli pomysł ten już został przerobiony. Obawiam się kolejnej części, nie chcę, aby zatraciła swój intymny wyraz, mam jednak nadzieję, iż tak nie będzie.
Sama historia jest wzruszająca. Łzy leciały po moich policzkach niejednokrotnie, a na samej końcówce zamieniło się to w cichy szloch. Ponadto autorka zadbała o specyficzny klimat powieści, trzymający w napięciu, otoczony mgiełką tajemnicy, buntu i dorastania. Podsumowując, dawno nie czytałam nic tak rewelacyjnego. Dystopia to nie jest mój ulubiony gatunek, ale sięgam po niego, gdyż za każdym razem mam nadzieję, że mnie coś zaskoczy. W tym przypadku się udało, nawet jeśli pomysł ten już został przerobiony. Obawiam się kolejnej części, nie chcę, aby zatraciła swój intymny wyraz, mam jednak nadzieję, iż tak nie będzie.