Seria: Trylogia Kusziela, tom I
Tytuł: Strzała Kusziela
Autor: Jacqueline Carey
Wydawnictwo: MAG, 2004
Pierwsze wydanie: 2001
Przekład: Maria Gębicka - Frąc
Gatunek: Fantasy
Gatunek: Fantasy
Strony: 688
Fedra nó Delaunay jest niezwykle wyjątkową kobietą. Urodziła się bowiem ze szkarłatną plamką w oku - Strzałą
Kusziela, jest ona wybranką, która jednocześnie doświadcza bólu i
rozkoszy. Jako
dziecko została sprzedana do jednego z Trzynastu Domów, skąd wykupił ją
Anafiel Delaunay, który jako jedyny poznał jej naturę. Od tego czasu była szkolona nie tylko w sztuce miłości, ale także jako szpieg - opanowywała umiejętności patrzenia i słuchania, zapamiętywania i analizowania. Wplątana w dworskie intrygi. odkrywa spisek, który może wstrząsnąć posadami jej ojczyzny.
Opasłe tomiska to powieści, na które zawsze uważam. Uważam bowiem, że nie każdy autor jest w stanie napisać taką książkę, by przez prawie siedemset stron trzymała mnie w napięciu. Często też mam wrażenie, że niektórzy z nich nie potrafią udźwignąć intryg, które stworzyli, przez co prowadzą do szybkiego ich rozwiązania. Sprawia to jedynie, że zaczynam się irytować. Nie zawsze im więcej treści, tym lepiej dla książki. Jak było ze Strzałą Kusziela?
Na okładce możemy przeczytać, iż jest to erotyk osadzony w fantastycznym świecie. Cóż, moi drodzy, erotykiem bym tego nie nazwała, gdyż scen łóżkowych nie ma tutaj wcale więcej, niż w przeciętnych romansach. Sceny miłosne w Strzale Kusziela odróżnia jedynie to, iż jest tutaj bardzo dużo wątków homoseksualnych, a Ferda lubi po prostu ostrzejsze zabawy. W końcu została zrodzona i wyszkolona właśnie po to, by uwodzić mężczyzn i kobiety swoją umiejętnością przeżywania rozkoszy w bólu i poniżeniu. Uważam, że autorka miała dość ciekawy pomysł. Fabuła powieści również jest intrygująca. Niektórych może razić ilość polityki, ale na tym właśnie opiera się cała książka. Sama średnio przepadam za rozgrywkami dziejącymi się w świecie władzy i ambicji, jednak mimo to, powieść czytało mi się bardzo szybko. Nie całą... jednak o tym będzie mowa za chwilę. Autorka umieściła tutaj mnóstwo bohaterów pobocznych, w których gubiłam się niemiłosiernie, na szczęście na samym początku jest spis wszystkich postaci, co pomagało mi się troszeczkę odnaleźć. Na plus zasługuje fakt, że niemal każda z nich została dopracowana w najmniejszym szczególe. Najbardziej polubiłam pana Fedry, czyli Anafiela Delaunaya.
Co mogę powiedzieć o samej Fedrze? Nie przypadła mi do gustu. W książce mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, a jak wiecie, nie bardzo za taką przepadam. Możemy poznać wewnętrzne odczucia bohatera, ale w ten sposób zostają zepchnięte na bok inne postacie. Królowa Kurtyzan na pewno jest wyjątkowa. Jej dar kusi, jest obiektem pożądania przez wielu wysoko postawionych, przez co trochę obrosła w piórka. Jest piękna, wszechstronnie utalentowana, spostrzegawcza, bystra i w tym wszystkim strasznie zarozumiała. Odebrałam ją jako typową Mary Sue. Okazuje się, że pod koniec książki jest ważniejsza, niż sama królowa. Tutaj muszę też przejść do drugiego bohatera tej powieści, Joseclina. Jest to młody Kasjelicki mnich, który zapałał miłością do naszej Fedry. Przez cały czas zastanawiałam się, jak taki mężczyzna mógł zwrócić uwagę na taką... irytującą kobietę. On sam wydał mi się nieśmiałym mężczyzną, trochę dziecinnym, ale uroczym. Wątek romantyczny jest poprowadzony niezbyt dobrze. Nie lubię, kiedy postaci rzucają sobie w ramiona od razu, kiedy się tylko poznają i uważają, że to wielka miłość, ale przesadzanie w drugą stronę, jak to było w tym przypadku, też nie służy niczemu dobremu.
Wspomnę teraz o tym, o czym mówiłam na początku. Uważam, że książce tej lepiej by posłużyło, gdyby została okrojona, powiedzmy, do czterystu stron. Autorka na początku wykreowała coś rewelacyjnego, coś, co czytało się z zapartym tchem i rumieńcem na policzku. Później akcja jeszcze bardziej przyspieszyła, sprawiając, że moje serce biło szybciej i nie mogłam iść spać, gdyż chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej. Przez ostatnie dwieście stron mój zapał zmalał i odkładałam ją na półkę po przeczytaniu dwudziestu stron. Co mi się nie podobało? Rozwiązania niektórych intryg. Wszystko działo się za prosto, za szybko. Autorka podrzucała swoim postaciom pod nos niemal każde rozwiązanie zagadki, a opisy bitew były wręcz żałosne. Wyglądało to tak, jakby Carey chciała jak najszybciej doprowadzić do zakończenia całej historii.
Na wspomnienie zasługuje wykreowany świat. Jest po prostu rewelacyjny. religia miesza się z filozofią i widać, że autorka spędziła mnóstwo czasu, by dopracować każdy szczegół tła powieści. Wykorzystała do tego tak naprawdę stare wierzenia, jak i obecne, pomieszała historię ze światem fikcyjnym, a mapa świata jest po prostu mapą Europy, tylko przerobioną po swojemu, a jednak jest to coś, co mnie urzekło. Podsumowując, nie chce Wam odradzać tej powieści. Jest dobra, oceniłabym ją nawet jako bardzo dobrą, jednak ta końcówka zaważyła na mojej opinii. Myślę, że jeśli ktoś lubi mnóstwo dworskich intryg, a przy tym nie razi go odrobina pieprzu w powieści, powinien poznać Fedrę i jej historię.
Nie tyle erotyk, co erotic fantasy, porównanie do romansu niezbyt trafione, bo nie miało być to w żadnym wypadku "więcej niż w przeciętnych romansach", wrecz przeciwnie: erotyka ma stanowić motyw przewodni, ale nie samą treść książki. W moim odczuciu zostało to zrobione dobrze - oddano klimat w sposób subtelny i nie narzucający się, bez wulgarności.
OdpowiedzUsuńDla mnie to nie był w żadnym stopniu erotyk, a sceny były normalne, jak w wielu innych powieściach. Odebrałam ta powieść raczej jako fantasy pełne intryg i szpiegów, i w żadnym wypadku nie uznałabym, że erotyka jest tutaj motywem przewodnim. Aczkolwiek zgadzam się z tym, że zostało to wszystko oddane w sposób subtelny i nie rażący. Mi to nie przeszkadzało, bo sama średnio lubię erotyki, dlatego też nie zmieniłabym pod tym względem nic.
UsuńOch, już wiem, o które zdanie chodzi. Fakt, niefortunnie to ujęłam i nie chodziło mi o to, że uważam książkę za typowy romans. Musze to poprawić, bo rzeczywiście, wprowadza w błąd. :)
UsuńNo, dobrych parę scen "łóżkowych" się znalazło, ale były opisane dobrze, na tyle, by można było je określić właśnie jako erotykę - a nie książkowe porno.
UsuńJa ogółem przepadam za cyklem Kuszielowskim i samą Fedrą (;
Ja dalej obstawiam przy swoim. Ale to pewnie kwestia tego, że w dzisiejszych czasach erotykiem nazwane jest właśnie książkowe porno i to trochę zaburza odbiór pewnych rzeczy ;)
UsuńKsiążka jest dobra, ale tak jak wspomniałam, końcówka mnie bardzo zmęczyła. Sam motyw z Hiacyntem mógłby być świetny, ale został rozwiązany zbyt szybko. To samo walka na Albie... ale cóż.
Myślę, że gdyby Fedra została przedstawiona w narracji trzecioosobowej, mogłabym ja polubić. Właściwie nawet ja lubiłam przez większość powieści, ale pod koniec zaczęła mnie po prostu drażnić. ;)
Jakiś czas temu zastanawiałam się nad przeczytaniem tej książki, ale zrezygnowałam. Coś mi nie grało, a recenzje były niejednoznaczne. Widzę, że dobrze zrobiłam. Do erotyki nic nie mam, ale nie lubię kiedy autorzy najpierw robią wiele szumu, a potem gaszą go byle jak i najszybciej, jak się da. To bez sensu.
OdpowiedzUsuńDla mnie ta książka nie jest zła, ale autorka nie potrafiła ugryźć wątków, które rozpoczęła. Wyglądało to tak,jakby chciała je jak najszybciej zakończyć.
UsuńFakt czasem tak mam, że gdy widzę ilość stron to mnie przeraża, że w pewnym momencie uznam, że mogła być okrojona. Erotyki lubię, ale nie jestem zbytnio przekonana do tej serii
OdpowiedzUsuńTa książka byłaby lepsza, gdyby zmieściła się na 500 stronach.
UsuńMam wrażenie, że to po prostu nie mój typ powieści, więc nie będę się porywać na tak opasłe tomisko, które, jak podejrzewam, niespecjalnie przypadnie mi do gustu. Wprawdzie mogę się mylić, ale raczej nie zaryzykuję :)
OdpowiedzUsuńNie ma co czytać na siłę. Ja myślałam, ze się zakocham po tych wszystkich pozytywnych opiniach, ale niestety nie. Była fajna, ale nie na tyle, by się było czym podniecać.
UsuńFedra jest świetna! I wogóle wszystkie postacie Crey są wykreowane z taką subtelnością i wymownością zarazem. Seria o Kuszielu jest cudowna - wciągająca, pełna podniosłego klimatu, a ten erotyzm został uwypuklony tam, gdzie powinien wysunąć się na pierwszy plan. Wątek Fedry i Joscelina uwielbiam, tak jak zwykle w fantasy denerwują mnie wywody na temat miłosnych rozterek bohaterów tak tutaj czytałam z zapartym tchem. Jedna z najlepszych książek, jakie mi wpadły w ręce...
OdpowiedzUsuńCarey potrafi kreować genialne postacie i dopracowuje je od A do Z, jednak Fedra w pewnym momencie stała się typową Mary Sue, czym mnie bardzo drażniła. ;)
UsuńJa lubię wątki miłosne, ale wyważone. Ani w jedną, ani w druga stronę nie jest to dobre. Bardzo mnie zdenerwowało to, że ni stąd ni zowąd Fedra mówi Kasjelicie, że go kocha. No kurde...
Dla mnie nie jest najlepszą, ale na pewno dobrą pozycją, warta przeczytania.
Czytałam ją parę lat temu i bardzo dobrze wspominam. Podobał mi się przede wszystkim wykreowany świat. Autorka pokusiła się o trylogię, z tego co wiem i na pewno w przyszłości przymierzę się do kolejnych części.
OdpowiedzUsuńO tak, świat jest cudowny, zakochałam się w nim. Dopracowany do każdego najmniejszego szczególiku ;)
UsuńJa na szczęście jeszcze nigdy nie zawiodłam się na żadnym opasłym tomisku. Zawsze staram się je dobierać tak, że wiem, że akurat dana pozycja mnie zainteresuje :) "Strzała Kusziela" to raczej książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa niestety bardzo często. Okazuje się, że wielu autorów pisze i pisze, byleby pisać, a potem nie potrafi dokończyć tego, co zaczęli.
UsuńCzasami za dużo znaczy po prostu źle. Okrojenie fabuły często całkiem dobrze robi książce. Szkoda, że w tym przypadku tak nie było.
OdpowiedzUsuńTez tak uważam. ;)
UsuńStrasznie nie lubię, gdy książka w gruncie rzeczy zapowiada się super, ale cały zapał znika, gdy muszę czytać mnóstwo zupełnie niepotrzebnych i nic nie wnoszących do fabuły rozdziałów.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Przyznam się szczerze, że samą końcówkę czytałam już co drugie zdanie...
UsuńNo to jest zawsze ból, kiedy wydawnictwa znika z powierzchni ziemi... ja jednak mam wciąż nadzieję, że ktoś to przejmie jak w przypadku "Dziewiątego Maga" :-) i mimo wszystko czytałam "Ritusa" chyba z dwa razy, bo tak mi się podoba styl i wszystko, dlatego go właśnie poleciłam.. gdyby autor dopisał z 50 stron więcej to zrobiłby z tego jednotomówkę;p
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w fabule tej ksiażki kompletnie bym się nie odnalazła. Skoro nie polecasz nie mam co w niej szukac.
OdpowiedzUsuńTymczasem Osobiście zapraszam Cię do mnie na recenzje książki pt. "Dzienni" Anne Frank.
Cenię sobie, gdy widać, że autorka spędziłam dużo pracy nad książką.
OdpowiedzUsuńTwój blog został przeze mnie nominowany do Liebster Blog Award. Mam nadzieję, że dołączysz się do zabawy;)
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://ktoczytaksiazki-zyjepodwojnie.blogspot.com/2015/03/liebster-blog-award.html
Miłego dnia
Może nie mówię książce kategorycznego nie, ale na razie podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńTrzy razy nie, dziękuję :D
OdpowiedzUsuń