Tytuł: Lasy w płomieniach
Autor: Nora Roberts
Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2013
Przekład: Katarzyna Malita
Strony: 400
Rowan Tripp jest strażakiem, nie takim zwykłym, ale skoczkiem, Zulies, kimś kto skacze ze spadochronem do pożarów. W trakcie jednego takiego skoku ginie jej przyjaciel, Jim. Po roku wraca do bazy, ale zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a w lesie znajdują zwłoki. Ponadto w jej życiu pojawia sie mężczyzna, nowy skoczek, Gulliver, któremu od początku zawróciła w głowie...
Lasy w płomieniach to moje pierwsze spotkanie z Norą Roberts.
Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego, bardziej łzawego i
naiwnego, w końcu to literatura kobieca, po którą sięgam naprawdę bardzo rzadko. Otrzymałam jednak kawałek przyjemnej lektury, przy której nie miałam ochoty kląć jak szewc.
Postać Rowan bardzo przypadła mi do gustu. Nie była cukierkowa, rodem z Disney'a, tylko zwykłą kobieta. Odznaczała się jednak silnym charakterem, mówiąc kolokwialnie, nie dawała sobie dmuchać w kaszę. Potrafiła zadbać sama o siebie i obronić się przed napastliwymi facetami. Kiedy trzeba było dowodziła, nie chciała dać się złamać. Bardzo sobie cenię takich bohaterów, zwłaszcza w romansach, ponieważ autorki takowych zwykle atakują nas płaczliwymi i wiecznie jęczącymi paniami, które potrafią się tylko użalać, że nie mają faceta. A Rowan facet do szczęścia potrzebny nie był. Gull zyskał moją sympatię głównie dlatego, że był uparty i mimo początkowego odrzucenia nie poddał się, tylko walczył nadal o kobietę, która tak go zauroczyła. Ochraniał ją, dbał o nią i starał się być silniejszy, niż ona... czyż nie takiego rycerza chciałaby mieć każda z nas u boku?
Wprowadzenie wątków pobocznych, między innymi romans ojca Rowan z pewną rudowłosą pięknością tylko nadał smaczku całej powieści. Przecież ludzie, którzy skończyli 50 lat tez mają prawo do szczęścia i miłości. Nie są skazani na życie w samotności, przed telewizorem, z butelką piwa w ręce. Polubiłam chyba wszystkich opisywanych przez autorkę bohaterów. No prawie.
Wątek kryminalny poprowadzony jest bardzo przyjemnie, zmusza nasz mózg do ciągłej pracy. Z drugiej jednak strony już w połowie się domyślałam, kto jest sprawcą. Ale to nie zmienia faktu, iż nie miałam takiej pewności, przez co w napięciu przewracałam kolejne strony. Gdy skończyłam książkę, tylko sobie przyklasnęłam, że jestem taka domyślna.
Podsumowując, Nora Roberts zapewniła mi kilka dni przyjemnej, odstresowującej rozrywki. Nie uważam, że jest to jakaś wybitna literatura, ale bardzo dobra. Na pewno ta pozycją zachęciła mnie, aby sięgnąć po kolejne książki tej autorki.
OCENA: 4+/6
TREŚĆ BRZMI NAPRAWDĘ NIEŹLE :) POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńcieszę się że Ci się podobała. Nora dla mnie zawsze jest dobrą rozrywką - nigdy nie uważałam jej za wybitną pisarkę, ale za pisarkę, która potrafi pisać wciągające, rozrywkowe i energetyzujące powieści.
OdpowiedzUsuńCzytałam, bardzo lubię książki Nory Roberts. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale na odstresowanie się, jak znalazł.
OdpowiedzUsuńCzytam obecnie "Błękitny dym" N.Roberts, ale coś wolno mi idzie....
OdpowiedzUsuńSiostra ciągle mnie namawia do przeczytania Trylogii Kręgu Nory R., ale się zmotywować nie mogę. :P Co do powyższej książki - główna bohaterka wydaje mi się ciekawą osobowością, ale to zdecydowanie za mało, by brać się od razu za książkę. I dość przewidywalne zakończenie również mnie nie zachęca. Tę powieść sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie lubię czegoś takiego, jak autor nieumyślnie (albo i umyślnie) prawie na początku książki zdradza zakończenie...
UsuńJeszcze nie czytałam żadnej książki tej autorki. Na razie jakoś mnie one nie kuszą, ale możliwe, że za jakiś czas :)
OdpowiedzUsuńTo chyba kwestia wieku, im kobieta starsza, tym bardziej ja ciągnie do "kobiecej lektury" :D
UsuńMoja mama jest wielką fanką jej książek, muszę jej polecić ;)
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest przeczytać coś lżejszego typowo kobiecego:)
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo lubiłam książki Nory Roberts. Teraz nie wiem, czy fabuła tej książki jakoś przypadła mi do gustu. Może to i typowa, kobieca literatura, ale jednak :)
OdpowiedzUsuńMi się podobała, bo nie była taka "rozmemłana" jak książki Danielle Steel ;)
UsuńNora Roberts jest jedną z moich ulubionych pisarek, a "Lasy w płomieniach" zakupiłam ostatnio na biedronkowym kiermaszu książek :)) Liczę, że Twoje kolejne spotkania z tą autorką, będą równie udane :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Książka czeka u mnie na przeczytanie ;)
OdpowiedzUsuńCzyli chyba nie najgorszy zakup ;)
Pozdrawiam
przygody-mola-ksiazkowego.blogspot.com
No coś Ty :) Ja Norę Roberts osobiście uwielbiam! Przeczytałam ok setki jej książek. Wiele z tytułów nawet po latach jest dla mnie niezapomnianych jak choćby Księżyc nad Karoliną, Willa czy Koniec rzeki. Największą miłością jednak darzę książki pisane pod pseudonimem J. D. Robb z serii In Death, którą serdecznie polecam ;) Szybko się przekonasz, że Norze Roberts daleeeeko to autorek tanich romansideł ;)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta książka, to był udany powrót do prozy Roberts.
OdpowiedzUsuń