Tytuł: Love, Rosie
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat, 2014
Przekład: Joanna Grabarek
Strony: 512
Książka była wcześniej wydana pt.: "Na końcu tęczy"
Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak
okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i
chłopiec oczywiście jedzie tam razem z nimi. Czy magiczny związek dwojga
młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka
przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego, gdyby okoliczności
ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę, czy Rosie i
Alex odważą się ją wykorzystać?
opis z okładki
Tyle ochów i achów nie naczytałam się o żadnej, naprawdę, żadnej innej książce. Jak więc miałabym przejść obok Love, Rosie obojętnie, nie rzucić na nią powłóczystym spojrzeniem, a później nie złapać łapczywie i nie zanurzyć się w powieści Cecelii Ahern? No cóż, było mi naprawdę trudno. Niestety, spotkało mnie przykre rozczarowanie, zderzenie z rzeczywistością i przypomnienie sobie jednej rzeczy, której się trzymam: nie zawsze to, co podoba się innym, spodoba się również Tobie. Ale do rzeczy.
Ów książka napisana jest w formie listów, e-maili, rozmów na czacie i SMS-ów. Nie skupiamy się jednak na korespondencji tylko między Alexem a Rosie. Pojawia się tutaj mnóstwo postaci pobocznych, ale może o tym wspomnę później. Forma ta nie przypadła mi do gustu. Nie potrafiłam się wczuć w książkę i nie potrafiłam polubić bohaterów. Ciągle czułam, że czegoś mi brakuje, coś mi umyka. Nie satysfakcjonowało mnie dowiadywanie się o jakichś wydarzeniach ze strzępków rozmów, bądź listów. Zdecydowanie bardziej odpowiadałoby mi, gdyby były to pamiętniki. Niektóre dialogi i rozmowy były sztuczne i drętwe, zupełnie nie wiem po co wciśnięte do książki. Nie jestem w stanie ocenić tych dwojga. Nie zgadzałam się z ich postępowaniem w pewnych kwestiach, ale nie znałam także motywów kierujących nimi. Kolejna wada takiej, a nie innej formy książki.
Bohaterów mamy tutaj wielu. Poza Rosie i Alexem poznajemy Ruby, przyjaciółkę głównej bohaterki, jej siostrę, rodziców, brata, ale cóż z tego, kiedy tak naprawdę o żadnym z nich wiele nie wiemy. Owszem, są wspomniane wydarzenia z ich życia, ale to tak, jakbym czytała w gazecie, że pani ta i ta w dniu tym i tym urodziła dziecko, które nazwala tak, albo też ukradkiem czyjeś rozmowy na komunikatorze. Bardzo, ale to bardzo mi to przeszkadzało. Po drugie, sama historia dla mnie nie ma w sobie nic z romantyzmu. Nie rozumiem, jak można zmarnować tyle lat. Poza tym oboje zachowywali się jak Żuraw i Czapla z bajki Brzechwy. Niestety muszę przyznać z żalem, że w pewnym momencie Love, Rosie, czytałam już tylko po to, żeby czytać, a w drugiej połowie książki domyśliłam się już, jak się skończy. Może, gdyby autorka zwęziła tą historię o połowę, nie czułabym się taka znudzona.
Nie mogę jednak powiedzieć, że Love Rosie to pomyłka. Znajdę tutaj kilka ciekawych aspektów. Należy do nich na pewno humor. Ironiczny, sarkastyczny, czyli taki, jaki lubię, przez co i uśmiechałam się z rozbawieniem pod nosem, zwłaszcza, gdy Rosie wymyśliła jakąś głupotę. Poza tym, książkę czyta się niesamowicie szybko. Nawet nie wiem, kiedy te 500 stron było za mną. Kolejnym plusem jest to, że rodzina Rosie otaczała się aurą wsparcia i ciepła, co sprawiało, że robiło się przyjemniej na sercu. Podsumowując, książka nie jest dla każdego. Czy żałuję, że ją przeczytałam? Wcale. Teraz mogę bez skrupułów obejrzeć ekranizację tej powieści (swoją drogą, dziwi mnie to, że tytuł ksoążki został zmieniony, ale niech będzie), a dodatkowo wiem, że mam nie tykać więcej dzieł, napisanych w takiej formie. Czy spotkam się jeszcze z twórczością pani Ahern? Nie wiem, ale trochę mnie do siebie zraziła.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Bussines&Culture
Jestem w trakcie czytania tej książki. Bardzo fajnie się ją czyta, jednak trochę irytuje mnie to, że główni bohaterowie boją się powiedzieć światu o swoich uczuciach. Cóż! Zobaczę jak się książka skończy :) Pozdrawiam! http://pizama-w-koty.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZ postępowaniem bohaterów trudno się tu zgodzić, ale nie chodziło tu o jakieś własne na ten temat zapatrywania ^^ Musiałabym nic nie czytać, bo w każdej książce jakiś bohater robi coś z czym się nie zgadzam :) Pamiętam, że podobną wymianę zdań miałyśmy przy Wiedźminie, więc w sumie się powtarzam :) Nie zapominajmy zatem, że to fikcja literacka bez której po prostu nie byłoby książek... Harry Potter też nieraz zachowywał się irracjonalnie, a jego decyzje były głupie, a jednak to akceptujemy i go uwielbiamy ^^
OdpowiedzUsuńForma listów dla mnie była bardzo dobra, a bohaterów... nie miałam wrażenia, że nie poznałam :) Właśnie wręcz przeciwnie. Wypowiadali się wszyscy w pierwszej osobie, a ich intymne rozmowy powodowały, że było się bliżej ich problemów :) Gdyby Ahern zastosowała typową narrację, trzecio- albo nawet pierwszoosobową to nie poznalibyśmy tyle osób naraz, bo zrobiłby się chaos :)
Wniosek jest jeden - widać jak na dłoni jak różnie oddziałowuje na każdego czytelnika ta sama książka :))
Owszem, jest to fikcja literacka, ale w końcu nie muszę się zgadzać z każdą rzeczą, którą robią bohaterowie książek. Po to właśnie się chyba czyta, żeby się wczuć w innego bohatera, poznać jego przemyślenia, uczucia, aby go polubić, bądź nie. W przypadku Rosie i Alexa nie zgadzałam się z niczym, absolutnie też ich nie polubiłam. Ich zachowanie nie było według mnie odpowiednio umotywowane, bo autorka nie pokwapiła się nawet, abym mogła zajrzeć wgłąb ich osobowości, przez co wydają mi się oni płascy i po prostu głupi. Gdyby autorka wyjaśniła przyczyny postępowania tych dwojga w pewnych sytuacjach, może miałabym na ten temat inne zdanie.
UsuńZdarza się, że nie lubię też bohaterów powieści, ale tylko przez to, że autorzy zadbali o to, aby byli dobrze wykreowani. To też doceniam, jak pisałam już w wielu recenzjach.
Bohaterów jest co niemiara, owszem, a mnie się to wcale nie podoba. Wolę mieć kilku, dwóch trzech i poznać ich od podszewki, niż tylu ilu mam tutaj i po prostu , by byli wspomnieni. Według mnie to właśnie tworzy chaos.
Nie zapominam o tym, że jest to fikcja. Przeczytałam książkę, więc wyraziłam na jej temat zdanie.
Nie musisz się zgadzać, owszem, ale nie ukrywajmy, że trudno jest umotywować TAKIE postępowanie i wybory jakich dokonywali bohaterowie :) Gdyby wszystko było tak racjonalne jak to sobie życzymy to wtedy książka skończyłaby się po 100stronach, bo nie było czego opisywać. Wydaje mi się, że Ahern dobrze zarysowała całą historię... Najwidoczniej po prostu się w niej nie odnalazłaś i nikt Ci tutaj tego nie wyrzuca :) Ja odebrałam tę książkę zupełnie inaczej; po Twojej opinii mam wrażenie, jakbyśmy przeczytały dwie różne książki ;)
UsuńZważywszy, że uważasz, że forma książki była na minus. Dla mnie był to ogromny plus, w końcu coś innego i intrygującego, więc już na tej płaszczyźnie widać, która z nas będzie bardziej pozytywnie nastawiona do całości :)
UsuńTak, jak dziś rozmawiałyśmy, każdy z nas wszystko odbiera inaczej. Dla każdego co innego jest ważne, inne rzeczy go drażnią, inne fascynują ;)
UsuńPełno o tej książce - wszędzie!
OdpowiedzUsuńI jak tu jej nie chcieć przeczytać? :D
Niedawno też ją przeczytałam, i mimo, że już dawno nie czytałam czegoś w taki stylu, naprawdę przypadła mi do gustu:)
OdpowiedzUsuńKsiążka grzecznie czeka w kolejce. Naczytałam się o niej naprawdę różnych opinii, jedni są zachwyceni, inni pomstują na autorkę, a ja staram się na razie nie uprzedzać i przedwcześnie nie osądzać tej powieści. Obawiam się tej formy, bo jednak krótkie notatki czy maile nie wydają się odpowiednie do opowiadania złożonej historii.
OdpowiedzUsuńNie zrażaj się do twórczości Ahern, jak nie przepadam za romansami i obyczajówkami, tak książki Ahern jeszcze mnie nie zawiodły. Polecam "P.S. Kocham Cię", "Podarunek" i "Sto imion" :)
Właśnie jest taki problem, że ja bardzo dużo wymagam od romansu. Każdy może napisać historię o miłości, ale napisać DOBRĄ historię o miłości jest już znacznie gorzej. Wydaje mi się, że autorka zbyt lekko podeszła do pewnych spraw, do tego ta forma... to ona zepsuła wszystko, bo to naprawdę mogła być świetna książka.
UsuńI masz rację, nie uprzedzaj się. Po prostu weź to wszystko z dystansem i sama sobie wyrób opinię na temat tej powieści. Może ja zbyt entuzjastycznie podeszłam do tej książki, może po prostu nie jest ona dla mnie. Jestem ciekawa Twojego zdania ;)
Do P.S. Kocham Cię się już trochę przymierzam, ale też słyszałam o niej rożne opinie. Zwłaszcza zarzut o traktowaniu tematyki zbyt lekko.
Mam podobne podejście do romansów, dlatego też wolę jak autor oprócz wątku miłosnego dodaje do książki coś jeszcze, np. intrygujących bohaterów czy ciekawe tło społeczne. Też zazwyczaj sama miłość to za mało, żebym była usatysfakcjonowana lekturą. Wracając jeszcze do formy, to jestem naprawdę zaskoczona, że autorka zdecydowała się na nią, bo przecież tradycyjna narracja wychodzi jej świetnie. Ale cóż, zobaczę niedługo jak to z "Love, Rosie" jest :)
UsuńPrzed lekturą P.S. Kocham Cię wzbraniałam się dość długo, bo jednak tematyka żałoby, choroby nowotworowej to, coś, czego unikam w powieściach jak ognia. Ale książkę otrzymałam od koleżanki na urodziny i postanowiłam przeczytać. Bardzo mi się podobała i nie odczułam, że historia została zbyt lekko opowiedziana. Byłam wdzięczna autorce za wywołanie potoku emocji bez epatowania cierpieniem męża Holly. Przeczytaj, namawiam :)
Czyste romanse, np. takie autorstwa Danielle Steel mnie nudzą. Chociaż ona zawsze dodaje jakieś tło... ale i tak to do mnie nie przemawia. Najbardziej lubię, kiedy właśnie ta miłość rozwija się w tle, tak, by nie przyćmić fabuły książki. W końcu takie jest życie, pocz miłości mamy jakieś pragnienia, pracę. Nasza egzystencja nie skupia się tylko wokół uczuć.
UsuńTematyka nowotworów jest bardzo trudna i ciężko jest do tego podejść w dobry sposób. Gdy jest zbyt lekko, to zaraz osoby, które to przeżyły wyrzucą autorce, że nie potrafi uszanować żałoby, z kolei te osoby, które nigdy nie miały styczności z czymś takim mogą narzekać, gdy powieść jest zbyt depresyjna. Myślę, że gdy dojrzeję do tej myśli, dam szansę Ahern ;)
Takich czystych romansów nie czytuję raczej. Nie znam książek Steel, Roberts i innych romansowych autorek. Widzę, że w kwesti tego gatunku rozumiemy się idealnie :D
UsuńMam w planach film, a nad książką się jeszcze zastanawiam ;)
OdpowiedzUsuńMam w planach, ale w księgarni kosztuje 39 zł... troche za drogo jak dla mnie:)
OdpowiedzUsuń,,PS. Kocham Cię" tej autorki jest bardzo fajna, przeczytaj :)
No muszę! Ech, wszyscy czytają, a kiedy ja?! :D
OdpowiedzUsuńMam w planach tę książke :)
OdpowiedzUsuńFilm na pewno obejrzę, ale może wcześniej wpadnie mi książka i może się skuszę. "PS Kocham cię" było fajne polecam. A co do romansów to jak będziesz miała chwilę i chęć to zaczytaj się w "moim" romansie ksiązkowyromans.pl - o miłości i motywacji zapraszam
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobała, choć na początku forma listów mnie denerwowała:) Potem jednak mi przeszło i już było ok:) Taka lekka, zabawna właśnie z nutką ironii:) Nudno by było gdyby nam wszystkim się to samo podobało! :) Buźka:)
OdpowiedzUsuńForma fabuły rzeczywiście może nie każdemu przypaść do gustu, mnie tez na początku nieco irytowała. Później jednak przyzwyczaiłam się i ogólnie książka bardzo mi się podobała:) Lubię klimat książek Ahern:)
OdpowiedzUsuńMam ją na swoim stosiku, ale czeka na swoją kolej cierpliwie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie w moim guście, ale wiem, że moja siostra byłaby nią zachwycona ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie pierwsze spotkanie z taką formą bardzo mi przypadł do gustu, a nawet gatunek, którego nie czytam codziennie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ją w grudniu i naprawdę mnie zachwyciła i niesamowicie wciągnęła!
OdpowiedzUsuńMnie "Love, Rosie" absolutnie urzekło! Pochłonęłam tę książkę w jedną noc i mocno przeżywałam.
OdpowiedzUsuńJa nie planowałam czytać tej książki, ale chyba zmienię zdanie. Jestem ciekawa tej formy, jednak po "Zakochać się" tej autorki wiem, że nie warto nastawiać się na cudo :) Dla mnie jej książki zawsze są nieco nad wyraz chwalone, ale cóż... Ani nie są pierwsze, ani ostatnie ^^ Trzeba się do tego przyzwyczaić :)
OdpowiedzUsuńJa się niestety nastawiłam. Wszystkie te ochy i achy nad ta książką... może to właśnie był problem, spodziewałam się chyba za dużo ;)
UsuńO, no właśnie. Książka była dosłownie wszędzie, aż w końcu znalazła się i w mojej skrzynce. Z bohaterami, jak pisałam u mnie, miałam wielki problem, bo żaden z nich nie odznacza się żadnymi cechami... Sarkazm i humor, o którym mówisz, zauważyłam, lecz był o ciągle taki sam. Mam na myśli to, że bohaterka dojrzewa, kończy nawet te pięćdziesiąt lat, a wciąż mówi tak, jakby miała dwadzieścia parę. To nieco dezorientujące. Czas na film! :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Zgadzam się z tym. Nie mogę powiedzieć, że człowiek dużo się zmienia, kiedy kończy te 20, 30, 40 lat, jednak Rosie nadal była dla mnie taka sama infantylną smarkulą. :)
UsuńCo do humoru, w zasadzie masz racje, mnie jednak to bawiło. Może na silę starałam się znaleźć jakiś plus tej książki ;)
Ani książka, ani film mnie nie zachęcają... a tytuł Love, Rosie jest tak oklepany i tandetny, że aż chce się płakać. Pierwotna wersja o niebo lepsza. Taka forma książki również mi nie przypadłaby do gustu. Wolę tradycyjnego narratora pierwszo- lub trzecio-osobowego. Nie przeczytam, najwyżej obejrzę ekranizację.
OdpowiedzUsuńMnie ciekawi, ale nie tak bardzo jak inne tytuły autorki, szczególnie osławione "P.S. Kocham Cię" :) Rozumiem, że mogła Ci nie przypaść do gustu, a podejrzewam, że po przeczytaniu różnych pozytywnych opinii rozczarowanie było jeszcze większe. Wygląda na to, że to taka książka, która jednych zachwyca i ujmuje, a innych zupełnie nie przekonuje. Kiedyś pewnie przeczytam - wtedy przekonam się do której grupy się zaliczam :)
OdpowiedzUsuńzakochałam się w tym filmie, teraz przyszedł czas na książkę :)
OdpowiedzUsuńOceniać twórczość Pani Ahern po jednej książce to jednak niezbyt dobry krok. Uważam, że są lepsze książki, o wiele od Love Rosie, patrząc na skrytykowana przez Ciebie formę listów, krótkich wiadomości. Poczytaj Sto imion, może bardziej Ci się spodoba niż ta pozycja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)