
Tytuł: Dziedzictwo
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 1993
Przekład: Ewa Wojtczak
Niedzielne popołudnie. Ricky Delatolla wraz z żoną i synem wybierają się do ogrodu zoologicznego. Na ich posesji nagle pojawia się handlarz antykami. Wypakowuje cały swój towar, wśród którego znajduje się wyjątkowy mebel. Jest nim piękne, rzeźbione, mahoniowe krzesło. Wbrew woli właściciela posesji handlarz zostawia krzesło. Zabawnym może wydawać się, że zwykły mebel przewraca całe życie rodziny do góry nogami, jednak Ricky'emu wcale do śmiechu nie jest. Zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a każda próba pozbycia się przeklętego krzesła spełza na niczym. Zawsze wraca. Okazuje się, że wszystko nie będzie takie proste i jedyne co zostaje mężczyźnie to walka o rodzinę i normalne życie...
Znowu horror, ale cóż ja poradzę, że uwielbiam literaturę grozy i książki fantasy... Ale do rzeczy.
Graham Materton pisze, według mnie, bardzo wciągające pozycje. Przeczytałam ich wiele (i na pewno je zrecenzuję), każda mnie zaciekawiła, w mniejszym bądź większym stopniu.
Dziedzictwo na początku wydawało mi się dość komiczne? Chyba to dobre słowo, gdyż za każdym razem, gdy główny bohater próbował się pozbyć tego nieszczęsnego mebla, ono zawsze wracało. Sytuacje, w których cała rodzina się nieraz znajdowała za jego sprawą każdego człowieka doprowadziłyby do szaleństwa. Postać Ricky'ego Delatolli, głównego bohatera, była silna i zdeterminowana. Całą historię poznajemy z jego punktu widzenia, co pozwala nam niemal wejść w głąb głowy mężczyzny.
Później przyszło zdziwienie, szok, ciekawość. A na końcu lekkie rozczarowanie. Historia rozkręcała się powoli, znalazło się też kilka fragmentów, które, jak dla mnie oczywiście, nie pasowały do reszty. Cały czas czekałam na jakieś zakończenie, które mnie wbije w fotel, ale... Pan Masterton wykorzystał swój schematyczny zwrot akcji, który w moim odczuciu nie trzymał się kupy.
Podsumowując: można przeczytać, ale jest o wiele więcej ciekawszych książek tego autora.
OCENA: 3,5/6