Seria: Najliss, tom I
Tytuł: Tae ekkejr!
Autor: Eleonora Ratkiewicz
Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2011
Przekład: Ewa Białołęcka
Strony: 360
Nigdy nie był niedźwiedziem - szerokim w barach, potężnie zbudowanym wojownikiem, jak jego ojciec. Z dzieciaka wyrósł dziki kot. Lampart - chudy, muskularny, gibki i zuchwały. Tylko włóczęgą pozostał jak dawniej. Nic nie poradzisz na to, że książę Lermett najlepiej czuje
się nie w zamkowej bibliotece, sali tronowej, nawet nie na placu szermierczym, a w drodze.
I właśnie w drodze się poznali. Enneari szedł tak, jak oddychał: lekko, miarowo, prężnie. Niewiele rzeczy jest przeszkodą dla elfa. Ale zabić go można.
Tae Keruin - Umieram!
się nie w zamkowej bibliotece, sali tronowej, nawet nie na placu szermierczym, a w drodze.
I właśnie w drodze się poznali. Enneari szedł tak, jak oddychał: lekko, miarowo, prężnie. Niewiele rzeczy jest przeszkodą dla elfa. Ale zabić go można.
Tae Keruin - Umieram!
Tae Ekkejr - Nie umrzesz!
Teraz elf ma dług do spłacenia. I to go martwi. Nawet nie podejrzewa, że los już szykuje okazję do rozrachunku. Niejedną. I niejedną do zaciągnięcia nowych zobowiązań.
Bo śmierć już idzie ich tropem. I nic już nie będzie jak dawniej.
Teraz elf ma dług do spłacenia. I to go martwi. Nawet nie podejrzewa, że los już szykuje okazję do rozrachunku. Niejedną. I niejedną do zaciągnięcia nowych zobowiązań.
Bo śmierć już idzie ich tropem. I nic już nie będzie jak dawniej.
To, że jestem fanką fantasy, jest aż nazbyt oczywiste. W końcu zaczytuję się głównie w pozycjach z tego gatunku. Jest jednak jedna rzecz, która mnie boli, mianowicie mamy teraz dobę książek z akcją w klimatach post apokaliptycznych, a nawet w dzisiejszych czasach. Po prostu okazuje się, że ktoś ma jakieś zdolności paranormalne, nadprzyrodzone, albo jest wampirem, wilkołakiem i te pe, i te de. Do tego wszystko okraszone jest trójkątem miłosnym, bo główna bohaterka jest taka boska, że każdy chce ją mieć. A ja kocham książki osadzone w klimatach średniowiecznego fantasy, gdzie przysadziste krasnoludy narzekają na smukłe elfy, pomiędzy pałętającymi się między nimi niziołkami, a w tym wszystkim są ludzie i inne bajeczne stwory. Dlatego cieszę się, że odkryłam Tae ekkejr!
Po pierwsze - okładka. Czyż nie jest genialna? Za każdym razem, gdy łapałam książkę w dłonie, oglądałam ją z namaszczeniem. Właśnie takie grafiki uwielbiam. Czego można się po niej było spodziewać? Właściwie nie wiedziałam, nie nastawiałam się na nic, bo nic nie mogłam wywnioskować. Jednak lektura wciągnęła mnie już od pierwszych stron i śledziłam ją niemal z otwartą buzią, co swoją drogą musiało wyglądać dość zabawnie. Bałam się, że znów zostanę zaatakowana niezdecydowaniem oraz głupimi problemami wymyślonymi na siłę, ale nie, nic z tych rzeczy. W zamian za to otrzymałam piękną opowieść o przyjaźni.
No właśnie, o przyjaźni. Ale nie takiej zwykłej, od kołyski, ale takiej prawdziwej, na śmierć i życie. Cóż jest w tym dziwnego, zapytacie, a ja Wam odpowiem, że to, iż Enneari oraz Lermett są z dwóch różnych światów. Arien to elf, a Lermett to książę Najlissu. Jest to zderzenie się tak różnych kultur, jak ogień i woda. Na samym początku żaden z nich nie wiedział, jak się wobec siebie zachowywać, jednak nie przeszkodziło im to pokochać się, tak jak tylko prawdziwi przyjaciele potrafią. Spotkali się przypadkiem, książę uratował elfowi życie, przez co zostali związani długiem.
Fabuła książki nie jest wyjątkowa. Jest zwykła i prosta. Nie ma tutaj szarych barw, a raczej wszystko jest czarno-białe. Zły bohater to zły bohater, a dobry to dobry. Czy to jednak przeszkadza w czytaniu? Otóż, moi drodzy, absolutnie nie. Wręcz przeciwnie. Po ilości książek, w których miłość gra główne skrzypce, miło było sięgnąć po taką lekturę. Nie mogę powiedzieć, aby była lekka, bo wcale nie była. Pewne fragmenty czytało mi się bardzo ciężko, a niektórych nawet nie zapamiętałam, ale nie ujmowało to wartości książki. Eleonora Ratkiewicz uraczyła nas ogromną ilością wewnętrznych monologów, co nie każdy lubi, mi to jednak ani trochę nie przeszkadzało, bo mogłam wejść w umysł głównych bohaterów. Sprawiło to, że byli dla mnie niemal rzeczywiści, przez co bardzo ich polubiłam. Poczucie humoru pani Ratkiewicz bardzo mi pasowało. Zaśmiewałam się do łez, kiedy Arien i Lermett nie potrafili się ze sobą dogadać, kiedy jeden obrażał się na drugiego...
Wydaje mi się, że książka pisana było głównie z myślą o młodych czytelnikach, którzy dopiero wkraczają w świat fantasy, ale dorosły osobnik również odnajdzie w niej coś dla siebie. Bardzo brakowało mi przygodowej fantastyki, gdzie bohaterowie ganiają z mieczem i łukiem. Jeśli lubicie taki gatunek, to bez zastanowienia sięgnijcie po tą pozycję.
Przepraszam Was, że nadal nie odwiedzam często Waszych blogów. Kiedy moja maszynka wróci do żywych, od razu nadrobię zaległości. Teraz korzystam z uprzejmości mojej mamy i raz w tygodniu staram się zajrzeć do każdego z Was.
Małe ogłoszenie
Przepraszam Was, że nadal nie odwiedzam często Waszych blogów. Kiedy moja maszynka wróci do żywych, od razu nadrobię zaległości. Teraz korzystam z uprzejmości mojej mamy i raz w tygodniu staram się zajrzeć do każdego z Was.
Masz rację, chociaż ja też zaczytuję się się w fantastyce, to powoli zaczyna mi przeszkadzać nurt, który się teraz tworzy i trwa,widać, że Ty odnalazłaś dobrą fantastyczną perełkę, a jako koneserka fantastyki, muszę mieć ją na oku ;)
OdpowiedzUsuńTo zabawne, ale ciężko teraz "dorwać" tego typu książkę...
UsuńSpodobała mi się okładka :D A recenzja mnie zainteresowała, przemyślę to :)
OdpowiedzUsuńJa też ten gatunek lubię:) ale okładka by mnie nie zachęciła w ogóle... Zbyt taka... wydaje mi się nieadekwatna do tematyki. A chętnie przeczytałabym coś o elfach, to fajny temat, a rzadko mam okazję się na to natknąć :)
OdpowiedzUsuńA to prawda, że nijak się ma do tematyki, ale z drugiej strony przedstawia nam głównego bohatera... i jakby się uprzeć to jednak ma coś wspólnego z książką ;)
Usuńwynudziłam się, czytając tę książkę. też mi się wydaje, że nadaje się raczej dla młodszych czytelników.
OdpowiedzUsuńOkładka jak najbardziej przyciąga moje spojrzenie i do tego ten tajemniczy tytuł :D Choć dopiero przekonuję się do fantastyki to spróbuję w niedalekiej przyszłości odnaleźć tą książkę - jestem chyba młodą czytelniczką, więc może bardziej mi przypadnie do gustu ^^
OdpowiedzUsuńIntrygujący tytuł ;). Również lubię fantastykę, więc zapewne dam szansę tej książce (o ile o niej nie zapomnę, bo ostatnio moja pamięć ostro szwankuje).
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na książkę :)
OdpowiedzUsuńFabryka słów ogólnie robi ciekawe okładki ;)
OdpowiedzUsuńWybaczamy Ci nieobecność, wrócisz jak będziesz mogła, a na razie zbieraj materiał na recenzje ;)
Fantasy nie jest moim gatunkiem, więc chyba się nie skuszę, pomimo tego że chwalisz. Chociaż miło przeczytać, że powstają jeszcze powieści, w których miłość nie gra pierwszych skrzypiec.
OdpowiedzUsuńWiększość okładek Fabryki słów to istne arcydzieła. Okładka tej książki jest jedną z moich ulubionych. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka bez słodkiego wątku miłosnego, o prawdziwej przyjaźni, z magicznymi istotami... to dla mnie pozycja obowiązkowa. ;)
Podpisuję się pod tym co napisałaś nogami i rękami: również uwielbiam fantasy osadzone w quasi-średniowieczu z tymi wszystkimi typowymi dla high fantasy rasami i stworami. Po prostu to kocham. A tak dużo jest teraz właśnie badziewi o wampirach i innych :/ Dlatego wiem, że ta książka jest idealna również i dla mnie :) A okładka? Fenomenalna! Piękna! :)) Aż chce się po nią sięgnąć :)) I nieważne, że jest dla młodzieży ;)
OdpowiedzUsuńMnie to strasznie denerwuję, kiedy wchodzę na dział fantastyka, a tam takie coś... no ja rozumiem, że raczej literaturą obyczajową tego nie nazwą, ale fantastyka zawsze kojarzyła mi się właśnie z wątkami średniowiecznymi, wymieszanymi ze smokami i te de, a nie panienką, która ma kły i nie potrafi się zdecydować, którego chłopaka chce...
UsuńUwielbiam takie książki i na pewno sięgnę po ten tytuł. Dzięki za rekomendacje :D
OdpowiedzUsuńBardzo ładna recenzja, ale za nic nie sięgnęła bym po taką pozycję. Dosyć lubię młodzieżówki, ale najmniej w nich właśnie podoba mi się część fantasy. A nawet okładka, która Cię urzekła, mnie odstrasza :]
OdpowiedzUsuńRzadko czytuję książki z tego gatunku- w bibliotece jakoś zawsze mój wzrok błądzi po kryminałach i horrorach, a zanim się obejrzę mam ich pełne ręce i potem nie mam miejsca na coś innego ;) ale sądzę, że czas to zmienić !
OdpowiedzUsuńNie przepadam za fantastyką... Ale czasem lubię sięgnąć po jakąś książke z tego gatunku. Może się skuszę. A okładka, faktycznie jest genialna :)
OdpowiedzUsuń"Nie ma tutaj szarych barw, a raczej wszystko jest czarno-białe. Zły bohater to zły bohater, a dobry to dobry." - Mnie taki brak szarości, brak półcieni odstrasza. Wolę, kiedy wszystko jest skomplikowane, a czytelnik nie ma pewności, jak ocenić bohaterów (no i w sumie czy zawsze musi ich oceniać?). ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że jest tutaj tak dlatego, gdyż jest to książka raczej dla młodzieży, ale mi to absolutnie nie przeszkadzało. W tej powieści akurat to idealnie pasowało ;)
UsuńPostapo nie są złe, ale trochę za dużo ich, jak dla mnie ostatnio ;)
OdpowiedzUsuń