Tytuł: Sfinks
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Amber, Warszawa 1992
Strony: 224
Przekład: Cezary Ostrowski
Gene Keiller, młody dyplomata na przyjęciu poznaje pociągająca Lorie Semple. Staje się ona jego obsesją, czymś, co chce za wszelką cenę zdobyć. Tajemnicza kobieta opiera się jednak jego zalotom, tłumacząc się, że ciąży nad nią jakieś fatum. Niezrażony Gene osiąga jeden swój cel, a tajemnica skrywana przez młoda kobietę okazuje się niezwykle przerażająca. Nie wie, że w kobiecie czai się bestia.
Masterton, jak już niejednokrotnie wspominałam, zawsze ma wyjątkowe miejsce w mojej biblioteczce. Przeczytałam wiele z jego książek, m. in. "Dziecko ciemności", czy "Wizerunek zła". Jedne mi się podobają, drugie natomiast są kiepskie. Jak było ze "Sfinksem"?
Zacznę może od tego, że główny bohater był dla mnie trochę psychopatą. Jaki mężczyzna na siłę nachodzi kobietę, nagabuje ją, próbuje znaleźć jej miejsce pracy, mimo iż wielokrotnie odmawiała? No cóż, według mnie chyba tylko taki, który ma coś nie tak z głową. Nie polubiłam go ani trochę, bo poza tym dziwacznym zachowaniem był po prostu nijaki.
Fabuła jest nawet ciekawa. Lubię książki, które wiążą się ze Starożytnym Egiptem. No, ale... nie potrafiłam się kompletnie wczuć w klimat tej książki. Zapewne dlatego, bo go nie było. Ten horror bardzo różnił się od poprzednich, które czytałam. Był taki... "niemastertonowy". Ma tylko 224 strony i przez każdą kolejną miałam wrażenie, że stoję gdzieś obok. Jakbym oglądała bardzo kiepski film.
Zakończenie przewidywalne do cna, nie wbija w fotel i nie zachwyca. Gdybym dopiero zaczynała przygodę z tym autorem, na pewno poprzestałabym na tej pozycji. Całe szczęście, że znam już potencjał Mastertona i wiem, że zdarza mu się napisać coś dobrego, więc na pewo jeszcze przeczytam niejedno. Nie polecam tej książki na pierwsze spotkanie z Mastertonem.
OCENA: 2/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
Jeszcze nigdy nie miałam okazji przeczytać żadnej powieści tego autora, ale jeśli kiedyś będę miała okazję, to posłucham Twojej rady i nie zacznę od tej :)
OdpowiedzUsuńTak więc na pewno nie przeczytam... ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam Sfinksa, choć książek Mastertona czytałam sporo... Z ciekawości pewnie i bym kiedyś zajrzała, ale recenzja mnie od tego oddala stanowczo ;)
OdpowiedzUsuńRecenzję dodaję do wyzwania Klasyka Horroru. Dobrze, że zajrzałam ;)
Dziękuję, miałam dziś napisać, ale mnie ubiegłaś ;)
UsuńMam sentyment do Mastertona. Sfinksa nie czytała i chyba nie żałuje ;)
OdpowiedzUsuńNie ma czego żałować. :) Ta książka pozbawiona jest klimatu innych pozycji Mastertona ;)
UsuńPomysł również mi się podoba, opis bardzo ciekawy, ale główny bohater rzeczywiście ma coś nie tak z głową. Książki na pewno nie przeczytam, zwłaszcza, że z tym autorem nie miałam jeszcze do czynienia.
OdpowiedzUsuńCzytałem "Szarego diabła" tego autora, więc myślę, że przy najbliższej okazji i po to sięgnę.
OdpowiedzUsuńTo nazwisko to już jak klasyka. A ja nie znam. Aż wstyd.
OdpowiedzUsuńPowinnam już w tej chwili pobiec do biblioteki i zapoznać się z jakimkolwiek tworem tego autora, bo tak nie może być. Ale na pewno nie zdecyduję się na ten ;p
zdecydowanie chcę przeczytać i przekonać się co ja o niej myślę;) lubię niektóre lektury tego autora - inne są dla mnie przeciętne;)
OdpowiedzUsuńAutor ma to do siebie, że w jego twórczości widać wzloty i upadki. Najlepsze jest to, ze kiedy powieść zaczyna się fantastycznie, wywołuje dreszcz przerażenia to koniec jest tak fatalny, że od razu się żałuje sięgnięcia po powieść ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie... Ale mimo to lubię po niego sięgać, bo czasami trafiają się perełki :)
UsuńPorównanie do kiepskiego filmu jak najbardziej na miejscu, sam mam podobnie z niemal wszystkimi książkami Mastertona - to takie odpowiedniki telewizyjnych horrorów klasy B ;-) Trzeba to po prostu lubić :-)
OdpowiedzUsuń